Rowerem po wyspie Uznam. Rowerem po wyspie Uznam. W najbliższą niedzielę (26 sierpnia) Świnoujska Inicjatywa Rowerowa ŚwIR zaprasza na kolejną, ostatnią już w tym sezonie letnim wycieczkę rowerową. Trasa prowadzi po niemieckiej stronie wyspy Uznam i liczy 82 km. Zbiórka o godz. 8.00 na przystanku kolejki UBB przy ul. 11 Listopada.

Trasa rowerowa wzdłuż Odry i Nysy to tak jakby odpowiedzieć sobie na pytanie, jak wyglądałby wzorcowy szlak rowerowy? Wielu z nas miałoby na myśli utwardzoną asfaltową ścieżkę, która jest doskonale oznakowana i pozwala jechać przed siebie bez poczucia jakiegokolwiek zagrożenia. Moglibyśmy tak jechać dziesiątki kilometrów, prawda? Wyobraźcie sobie że taki szlak istnieje i leży praktycznie na naszej granicy – jest to niemiecki, a ściślej – międzynarodowy Szlak Oder-Neisse, prowadzący wzdłuż Nysy i Odry z Gór Izerskich aż nad Bałtyk. Ponad 600 kilometrów tego szlaku uznano w Niemczech za wzorcowy model traktu rowerowego. Podróżowanie nim jest bajeczne – trudno o lepsze określenie. Asfalt, wśród łąk, wzgórz, przez niezwykle urokliwe miasteczka, brzegiem dwóch wielkich rzek. Od Sudetów aż na wyspę Uznam jedzie się tak dobrze, że nierzadko można spotkać tu rodziny z dziećmi podróżująca na duże odległości – bo dzieci są bezpieczne. Przed nami końcówka sezonu – oto pomysł na jego coup de grace, idealne zwieńczenie. Oto jak marzenia cyklistów realizuje się za granicą – a w zasadzie wzdłuż granicy. Trasa rowerowa wzdłuż Odry Polska w dziedzinie szlaków rowerowych nie leży daleko od Europy. Robi się u nas coraz więcej dobrych, a nawet bardzo dobrych dróg dla cyklistów. Nie jesteśmy jakoś sto lat za przeciętnym krajem europejskim, ale raczej około kilometra – jeśli liczyć odległość od granicy do szlaku Oder-Neisse Radweg. Niestety, kiedy się już na nim znajdziemy wiemy że ten kilometr to czasami odległość którą pokonujemy boso po klockach lego uciekając z koncertu Justina Biebera. Dlaczego? Bo Niemcy zrobili coś co można postawić symbolicznie obok wzorca metra w Sevres. Kiedy zabrali się do budowy szlaku, stworzyli Mercedesa klasy S. Jakim cudem, ponad podziałami porozumiały się wszystkie nadrzeczne gminy, landy, miasta, działacze, jakim cudem szlak zrobiono tak, jakby ktoś nim jeździł i słuchał uwag rowerzysty? Jakim cudem poprowadzono trasę przez zdawałoby się mało atrakcyjny teren tak, że zachwyca krajobrazem, florą i fauną? Nie wiemy. Wiemy, że jest, działa i jest otwarty na gości. I na długo pozostanie nieosiągalnym punktem odniesienia dla wielu innych szlaków. Polska nie ma się czego wstydzić – mamy przepiękny Żelazny Szlak Rowerowy, świetny Velo Dunajec: w obu tych przypadkach wywiązaliśmy się z konstruowania szlaków lepiej niż nasi południowi sąsiedzi. Mamy Green Velo któremu sporo brak do doskonałości, ale jest świetnym narzędziem popularyzacji turystyki rowerowej jako takiej – wystarczy spojrzeć ile ludzi przemierza ten szlak. Niemniej kiedy wjeżdża się na szlak rowerowy wzdłuż Odry i Nysy, dostrzegamy że zrobiono tu krok dalej i ukłon w kierunku jednośladów jest już tak głęboki, że momentami z tym pierwszeństwem przejazdu i bezpieczeństwem zwyczajnie nam głupio. Co jest w końcu pozytywne. Szlak rowerowy wzdłuż Odry i Nysy – nawierzchnia i oznaczenia Oder-Neisse Radweg na ogromnej większości swojego przebiegu jest idealną asfaltową nitką poprowadzoną wzdłuż naszej zachodniej granicy brzegiem rzek – Nysy Łużyckiej i Odry. Trasę wykonano wzorcowo – ma najczęściej szerokość dwumetrowego pasa asfaltu. W niektórych miejscach nawierzchnia zmienia się na kostkę brukową – tak jest na przykład gdy wjeżdżamy do klasztoru St. Marten, czy w niektórych odcinkach miejskich. Bruk jest jednak tylko tam, gdzie konstruktorzy nie mieli innego wyjścia i była to konieczność. W odcinku południowym, od Zittau do mniej więcej wysokości Zgorzelca i dalej do Gubina, Oder-Neisse Radweg wije się wzdłuż Nysy tuż przy jej brzegu i potrafi zaskoczyć stromymi podjazdami, przejazdami pod wiaduktami czy gęstym lasem którego końca nie widać. Im dalej na północ, tym częściej szlak posługuje się wałami przeciwpowodziowymi jako naturalną podstawą przebiegu, można natknąć się też na momenty w których wykorzystano inną infrastrukturę drogową jak nasypy kolejowe i miejsca gdzie stały stare mosty. Wszystko to sprzyja urozmaiceniu i kolorystyce trasy. Wjazdy do małych miejscowości jak i dużych miast poprowadzono tak, aby jak najmniej kolidować z ruchem samochodowym i doskonale się to czuje. Jadąc na północ można wjechać do na przykład centrum Gubina niemal bezkolizyjnie. Nikt nie trąbi, nie popędza, nie ma pretensji – wciąż może to dla nas być nieco szokujące. Z jednej strony to oczywiście efekt konstrukcyjnego wysiłku, z drugiej – to mentalność ludzi za kółkiem, o czym nie trzeba nas przekonywać. Trasa biegnie przez momentami mocno zindustrializowany teren, o gęstej sieci dróg i autostrad, a mimo to można pokonać ją całkowicie spokojnie i bez grama niepokoju z tyłu głowy. Coś pięknego! Oznakowanie to zupełnie odrębny temat. Niemcy nie oszczędzali na znakach, to raz. Dwa – zrobili tu coś co wygląda dokładnie tak, jakby zrobił to rowerzysta, który szuka drogi. Przykład? Wjeżdżamy do Zittau z mostu w Sieniawce. Tuż za nim wita nas zielony trójkąt z niebieską rzeczką – symbol jakim posługuje się szlak rowerowy wzdłuż Odry i Nysy. Kierujemy się na północ, wjeżdżając do miasteczka. W momencie, w którym zaczynamy nerwowo rozglądać się za oznakowaniem – ono pojawia się chwilę wcześniej. Zupełnie jakby ktoś czytał w naszych myślach. Polecamy sprawdzić – doświadczenie jest niebywałe. Tak jest niemal na całej długości szlaku. Doskonale oznakowano kilometraże – podane dane są dokładne, a kierunki czytelne. Noclegi na trasie nie są wielkimi banerami – raczej małe tabliczki na bramach, z symbolem roweru i niekiedy sympatyczną inskrypcją traktującą o miłości do cyklistów. Zabytki i miasta do których możemy skręcić szlak oznacza równie czytelnie. Chcesz odbić w prawo do miasta, a może w lewo do parku? Proszę bardzo. Wyjazd do Polski? Przez most – i śmigaj. Rowerem wzdłuż Odry i Nysy – pomysł na wyprawę? Oder-Neisse Radweg biegnie od czeskich Gór Izerskich aż do wyspy Uznam – stanowi najkrótszy rowerowy szlak z Sudetów nad Bałtyk i jednocześnie jest on najmniej kłopotliwy w pokonaniu. Banalny stopień trudności, różnica wysokości tylko około 700 metrów, słowem – idealny na większą i mniejszą wyprawę. Każdą z krain geograficznych które pokonujemy możemy poznawać oddzielnie, każda ma też połączenie drogowe (niekiedy i kolejowe) z Polską. Jadąc w kierunku północnym najważniejsze co możemy zobaczyć i zwiedzić to między innymi Zittau czyli Żytawę - miasteczko, w którym urodził się... Oskar Schindler, Łużyce Górne ze Zgorzelcem, Łużyce Dolne z Parkiem Krajobrazowym „Łuk Mużakowa” - jedyną moreną czołową widzianą z kosmosu. Dalej na północ mamy Pojezierze Odra – Sprewa, z Frankfurtem nad Odrą, Łęgi Odrzańskie (Kostrzyń), Dolinę Dolnej Odry, Wzniesienia Szczecińskie i Pomorze w okolicach Nowego Warpna. Trasa kończy się na wyspie Uznam, ale wjazd na nią możliwy jest w zasadzie wszędzie gdzie mamy most nad Odrą lub Nysą - jest to jedna z największych zalet szlaku Oder-Neisse Radweg. Mapa może nam znacząco ułatwić pokonywanie rzek i poruszanie się po niemieckiej stronie, o ile nie mamy ścieżki gpx i obsługującego ją licznika czy nawigacji. Gdzie ją dostać? Świetne mapy można otrzymać za darmo w zasadzie wszędzie – jeśli nocujemy w okolicach Zgorzelca, można spotkać je w miejscowych gospodarstwach agroturystycznych, wyposażone są w nią także punkty informacji turystycznej w polskich miejscowościach przygranicznych. Szlak Oder-Neisse Radweg jest na tyle nie problematyczny, że nawet najprostsza mapa da nam zupełną swobodę ruchu. Resztę pomoże nam okiełznać doskonałe oznakowanie. Jeśli nie chcemy nocować po niemieckiej stronie i bliższe są nam płatności w złotówkach, obie rzeki można przekroczyć w zasadzie co kilkadziesiąt kilometrów. Można rozbić namiot, można też poszukać noclegu po polskiej stronie i kolejnego dnia ruszyć na szlak z powrotem. Plastyka takiego rozwiązania ma tę zaletę, że oszczędza pieniądze, chociaż zwiększa potencjalny kilometraż. Zasadniczo nie ma problemu z porozumiewaniem się po zachodniej stronie granicy a uprzedzenia należy schować w kąt, a najlepiej – całkiem się ich pozbyć. Dla Niemców jesteśmy turystami na rowerach i tak nas traktują. Trasa rowerowa wzdłuż Odry – ludzie elementem składowym To jest coś, o czym warto wspomnieć. Ludzie na szlaku. Spotkanie na nim polskiej drużyny czy solisty nie jest już kłopotem – jeździmy tam dość swobodnie, z racji łatwego dostępu do każdego odcinka drogi. Spotkaliśmy tam kolarzy z Czech, Słowacji, Austrii, Niemiec a nawet egzotycznego Norwega, który po przypłynięciu do Świnoujścia jechał w kierunku Alp. Z kolei będący uosobieniem Asteriksa z nadwagą wąsaty kolarz z kraju Franków gnał do Liberca z Hamburga, nieustannie powtarzając że cieszy się ze spotkania kollegen aus Poland i pozdrawia na dalszą drogę. Tego nie znajdziecie na mapach i w przewodnikach – a często jest to niezwykle ważne, jak wspomina się potem taką wyprawę. Oder-Neisse Radweg. Szlak idealny Jedna jedyna pułapka czai się na szlaku Odra-Nisa: uśpienie. Człowiek marzy całe życie o takiej ścieżce rowerowej i kiedy nią jedzie, można dać się jej całkowicie porwać. Dlaczego? Bo nikt i nic nam niemal nie grozi. Nie ma tu aut, jak na Green Velo. Nie ma tłumów ludzi którzy nie bardzo wiedzą gdzie i po co idą, jak na polskim odcinku Via Baltica. Nie ma kłopotów z oznakowaniem, nawierzchnią, a zgubienie się jest naprawdę bardzo trudne. Wszyscy bez wyjątków turyści rowerowi – ale także zwykli ludzie, którzy często jeżdżą tędy weekendowo, rekreacyjnie – pozdrawiają się na trasie z uśmiechem. To świat niemal idealny, który łatwo pokochać i zderzenie z polską rzeczywistością bywa brutalne. Abstrahując od tego, bo jest to wymiar mentalny który każdy odbiera subiektywnie, mamy do czynienia z jednym z najpiękniejszych szlaków rowerowych – o świetnej nawierzchni, na której nie przeszkadzają nawet niesforne korzenie, nieinwazyjnej i bezkolizyjnej strukturze, bardzo czytelnym oznakowaniu i bezpiecznym dla rodzin z dziećmi. W sam raz na drugą połowę sezonu. Kapitalnie poprowadzony, ciekawy, wspaniale przyjemny – szlak Oder-Neisse Radweg jest też dla nas szczególnie łatwo dostępny. Pociągiem do Świnoujścia, Szczecina, Zgorzelca, Kostrzynia lub Gubina – i stąd w dowolnym kierunku. Polecamy z całego serca.
Kolejną ciekawą aplikacją do nawigacji rowerowej jest Locus Map. Mapy w tej aplikacji są naprawdę dokładne i różnorodne. Oferuje nam ona kilka typów map, które możemy zmieniać w razie potrzeby. Jedną z najdokładniejszych jest ta, która przypomina dawne papierowe mapy i zawiera wszystkie szlaki turystyczne oraz ścieżki. Przed wyjazdem wyraźnie określiliśmy warunki: trasa tegorocznych rowerów MUSI być blisko, pozwalając na maksymalną mobilność, by w razie potrzeby przerwać wakacje i w krótkim czasie wrócić do domu. Wybór padł więc na szlak rowerowy, który od lat odkładaliśmy na bliżej nieokreśloną przyszłość, czyli Nysa Łużycka – Odra, kierunek oczywisty z południa na północ, tak daleko jak to będzie możliwe. Szukaliśmy plusów takiego wariantu – z jednej strony niemieckie standardy, z drugiej logistyczne pozytywy. Dla nas to była już czwarta wyprawa rowerowa do Niemiec po Dunaju, Łabie i Mozeli z Renem. Jak było? Zapraszam do lektury relacji z wyprawy: Nysa Odra Rugia Uznam – rowery 2021. Przedłużony start Oficjalnym początkiem naszej wyprawy ma być punkt trójstyku granic, polskiej, czeskiej i niemieckiej, w pobliżu Zittau. Wprawdzie zacząć można by zdecydowanie wyżej, w Jabloncu albo Libercu, ale ten pierwszy odcinek odrzucamy ze względu na utrudniony dojazd. Wyruszamy pociągiem z Kalisza i z przesiadką we Wrocławiu dość sprawnie dojeżdżamy do Zgorzelca. Wczesnopopołudniowa pora daje szansę, by dojechać na camping w Zittau. Nad nami chmury, pierwszy deszcz, a po przekroczeniu granicy, za Radomierzycami leje już konkretnie. Przemoczeni chowamy się w pierwszym Biergarten w okolicach Leuby, rozgrzewamy się gorącą kawą i weryfikujemy plany – postanawiamy jechać do Bogatyni, znaleźć nocleg pod dachem, wysuszyć się i kolejnego dnia skierować do Zittau. Jeden z nielicznych odrestaurowanych domów przysłupowych w Bogatyni W Bogatyni jesteśmy po raz pierwszy, oglądamy znajdujące się w centrum XIX-wieczne dwukondygnacyjne domy przysłupowe o bardzo charakterystycznej konstrukcji szachulcowej, wśród nich najbardziej znany Dom Zegarmistrza. Domy przysłupowe to prawdziwa perełka i chluba Bogatyni. Tych odrestaurowanych jest zaledwie kilka, ale miasto na pewno ma ogromny potencjał. Dom Zegarmistrza w Bogatyni Trasa z Bogatyni do trójstyku granic prowadzi początkowo drogą o dość dużym natężeniu ruchu samochodowego, dalej jest zdecydowanie lepiej. Mijamy gigantyczne wyrobisko kopalni Turów. Połączenie trzech granic to nasz punkt startu! Są flagi nad rzeką, sporo ludzi i pamiątkowe zdjęcie. Pogoda też zdecydowanie lepsza. Po krótkim błądzeniu, przez Czechy przedostajemy się na niemiecką stronę i zmierzamy wprost do Zittau, czyli Żytawy, historycznej stolicy Łużyc. Trójstyk granic nad Nysą Łużycką w pobliżu Zittau. Tutaj jest nasz początkowy punkt wyprawy „Nysa Odra Rugia Uznam – rowery 2021” Nysa, czyli urzekający początek Zittau, miasto o dość skomplikowanej i wielokulturowej przeszłości, jest naprawdę godne uwagi. Podziwiamy jego architekturę, klucząc z rowerami po zabytkowym centrum, oglądamy ratusz i kościół pw. Jana Chrzciciela. Rynek w Zittau Na dłużej zatrzymujemy się w Ostritz w barokowym kompleksie klasztornym St. Marienthal, którego początki sięgają XIII wieku. Miejsce okazuje się nad wyraz urokliwe, zwłaszcza nieco mroczna kaplica klasztorna. Obok znajduje się winnica wysunięta najdalej na wschód Niemiec. Klasztor St. Marienthal został założony w 1234 i istnieje nieprzerwanie do dziś. W 2006 r. zamieszkiwało go 16 zakonnic. Wnętrze kościoła klasztoru St. Marienthal Ciesząc się wyjątkowo leniwym początkiem wyprawy, jeszcze raz zaglądamy do znanego nam z poprzedniego dnia ogródka piwnego koło Leuby na pierwszego wursta. Wprawdzie fanami kiełbasy nie jesteśmy, ale tutaj traktujemy ją jako element lokalnego klimatu, a pierwsza parówka (!) z musztardą daje nam dużo radości. Pierwszy Biergarten na trasie Most kolejowy w Zgorzelcu to łukowy most kamienny o 475 m długości i 35 przęsłach Ostatnim ważnym miejscem na trasie jest tego dnia Görlitz. Przy wjeździe do miasta podziwiamy kamienny most na Nysie Łużyckiej, jeden z czterech największych tego typu w Polsce i najdłuższy w Niemczech. Masywne przęsła efektownie odbijają się w wodzie, szkoda tylko, że światło mało fotograficzne. Na pobyt w Görlitz możemy przeznaczyć niespełna dwie godziny. Jesteśmy zachwyceni. Można się nawet spotkać z opinią, że to najpiękniejsze miasto w całych Niemczech. Görlitz Görlitz podobnie jak Zittau nie zostało zbombardowane podczas nalotów alianckich, kiedy to tak bardzo ucierpiało nieodległe Drezno. Jest w nim ponoć 4000 zabytków. Robimy sobie zdjęcia na tle kamieniczek na rynku, apteki ratuszowej i dwóch ratuszów. Do Kościoła Piotra i Pawła wprowadza nas jakiś tajemniczy jegomość. Z okalających go murów patrzymy na Zgorzelec – brzydszego brata Görlitz. Przechodzimy Mostem Staromiejskim, by podziwiać je z drugiej strony. Aż trudno sobie wyobrazić, że odbudowano go dopiero w 2004 roku, by połączyć obie części miasta. Apteka RatuszowaKościół św. Piotra i PawłaNowy Ratusz Görlitz jest jednym z niewielu niemieckich miast tej wielkości niezniszczonych podczas II wojny, a co za tym idzie posiadających niezaburzony układ przestrzenny i zabytki ze wszystkich epok. Jest już późno, kiedy opuszczamy Görlitz. Rezygnujemy z poszukiwania kempingu, a zamiast nocy w namiocie wybieramy pokój w pensjonacie w Pieńsku. Bez szału, ale pod dachem. Od rana przejażdżka po maleńkim Pieńsku i ruszamy na trasę. A ta okazuje się prawdziwie malownicza. Prowadzi wzdłuż Nysy, ale często od niej odbija, wycinając zygzaki. Rzeka o zmiennym nurcie często wcina się głęboko, tworzy zakola i meandry. To miejsce spływów pontonowych i kajakowych. Sporo tu kluczenia i podjazdów, ale trasa warta jest wysiłku. Na całej długości trasy wzdłuż Nysy i Odry towarzyszyły nam te niemieckie czarno-czerwono-żółte słupki graniczne Główna atrakcja dnia to niewątpliwie Bad Muskau, czyli Mużaków i wielki kompleks parkowy rozciągający się po obu stronach Nysy. Teren jest rozległy, a rowery pozwalają dotrzeć w najdalsze zakamarki. Przejeżdżamy też na polską stronę parku, a potem do Łęknicy, gdzie poraża nas brzydota przygranicznego targowiska. Robi się późno. Bad Muskau czyli Mużaków po łużycku. W tle Nowy Zamek (Neues Schloss) z XVI w. Bad Muskau Za Mużakowem spieszymy do Forst, by znaleźć nocleg o jakiejś sensownej porze. Na doskonałe miejsce trafiamy w Sacra. To restauracja z pensjonatem i rozległym ogródkiem dla kilku namiotów, z niezależnym zapleczem sanitarnym. Po całym intensywnym dniu zasłużenie raczymy się chłodnym piwem. Nysa Łużycka zaskakuje przełomami, jest widoczny spory ruch kajakowo-wioślarski Ten odcinek ścieżki rowerowej został poprowadzony po zamkniętej linii kolejowej Przed nami ostatni odcinek wzdłuż Nysy. Przejeżdżamy przez Gubin. To wyjątkowa sytuacja, kiedy główna część miasta rozdzielonego granicą na Odrze znalazła się po wschodniej stronie, jest starsza i wydaje się ciekawsza. Gubin – kościół parafialny pod wezwaniem Świętej Trójcy, z połowy XV wieku – niestety zniszczony podczas wojny. W tle ratusz wzniesiony w XIV wieku, przebudowany w stylu renesansowym. Zmierzamy w stronę ujścia Nysy do Odry. W planie dłuższy odpoczynek z widokiem na to szczególne miejsce na trasie Nysa – Odra. I znów niespodzianka – szlak rowerowy odbija nieco na zachód, w dodatku, jak na całej trasie wzdłuż granicy, znajduje się tu ogrodzenie, które chroni przed dzikami i afrykańskim pomorem świń. Czasem to masywny, drewniany płot, czasem taśma pod prądem. O dojściu do rzeki nie ma mowy. Pozostaje nam usiąść nad brzegiem Odry, skąd Nysę ledwie widać. I tak zamykamy pierwszy etap naszej podróży, Teraz Odra. Dotarliśmy do Odry, pora na małe świętowanie Nadodrzańskie wały O ile ścieżka rowerowa wiodąca wzdłuż Nysy często odbijała od rzeki, to wzdłuż odry prowadzi niemal bez przerwy wałami. Jest może nieco monotonna, ale za to doskonale przygotowana i cieszy się sporą popularnością. Właściwie ścieżki są dwie – jedna na grzbiecie wału, druga poniżej. Wygodna ścieżka rowerowa wiodąca bez końca po wałach nadodrzańskich W Fürstenberg, na peryferiach przemysłowego miasta Eisenhüttenstadt, z daleka straszą kominy elektrowni wzniesionej w 1943, a później zniszczonej i rozebranej przez Armię Czerwoną. Po raz kolejny decydujemy się na nocleg pod dachem po polskiej stronie, w Słubicach. Każdy kolejny nocleg jest gorszy, a ten to kompletna porażka. Pensjonat Oaza – siermiężny pokój z łazienką, czyli prysznicem, bo wc o bardzo wątpliwej czystości wspólne na korytarzu, jeden czajnik na cały obiekt, na dole bar z dość specyficzną klientelą. Niestety, jest zbyt późno, by wybrzydzać, zresztą zdążyliśmy już za to zapłacić. Tłumaczymy sobie – to tylko jedna noc i obiecujemy: nigdy więcej. Charakterystyczne, widoczne z daleka kominy ruin elektrowni w Eisenhüttenstadt Od rana spieszymy się bardziej niż zwykle – jesteśmy umówieni w Kostrzyniu na przyjacielskie spotkanie. Przy okazji smaczny obiad w restauracji Bastion i objazd twierdzy, a potem znowu wały – równe, proste, nieco monotonne. Miejscowości niewiele, po lewej stronie rzeki pola, po prawej łąki, lasy i rozlewiska. Nad nami zbierają się chmury, ale deszcz nam raczej nie grozi. Atrakcją na trasie okazuje się Most Siekierkowski, imponujący, widoczny z daleka. Wiedzieliśmy, że ma nim prowadzić ścieżka rowerowa, ale nie przyszło nam do głowy, że już jest otwarta. Z pewnością byśmy ją wypróbowali. Niestety, na naszej trasie nie było żadnych oznaczeń informujących o możliwości przejazdu przez most. Most siekierkowski, teraz ścieżka pieszo – rowerowa, fragment trasy Neurüdnitz-Siekierki Z bazą noclegową nie jest tu za dobrze. Kempingów właściwie nie ma, a że zbliża się wieczór i na liczniku kilometrów sporo, decydujemy się rozbić namiot na dziko. Znajdujemy łąkę osłoniętą od trasy pasem drzew. Wieczorem przychodzą sarny, które szczekają zaniepokojone obecnością intruzów. Oszczędnie dzielimy skromne zapasy wody. Jest cicho i przytulnie, zdecydowanie lepiej niż w pensjonacie w Słubicach. A już wczesnym rankiem pojawiają się pierwsi rowerzyści. Pozdrawiamy się z uśmiechem – oni energicznie na rowerach, my leniwie przy romantycznym śniadaniu. Nasz pierwszy nocleg na dziko Ostatni dzień wzdłuż Odry. Przejeżdżamy na polską stronę do Osipowa. Napotkani rowerzyści opowiadają nam o niewielkim kempingu, który znajduje się w pobliżu granicy. Miejsce jest darmowe, z możliwością korzystania z toalet znajdujących się na pobliskiej stacji benzynowej. Szybko wracamy na stronę niemiecką, uciekając przed brzydotą targowisk. Schwed, Gartz i Mescherin to miejscowości dobrze znane mieszkańcom Szczecina chętnie odwiedzającym te okolice. Wielu zdecydowało się na to, by zamieszkać po lewej stronie Odry, korzystając z niskich cen nieruchomości na peryferiach byłego NRD. Gartz – kościół św. Szczepana zbudowany na przełomie XIII i XIV wieku w stylu gotyckim, murowany. Zniszczony w 1945 r., zachowany chór i transept. Pozostawiony w formie trwałej ruiny. Gdy docieramy do Gartz, wpadamy na pomysł, by wykorzystać okazję i zobaczyć Krzywy Las. Tyle razy czytaliśmy o nim i oglądaliśmy fotografie, że trudno byłoby przejechać obok. Mostem w Mescherin, a właściwie dwoma, przejeżdżamy na polską stronę. Droga do Gryfina jest brukowana i bardzo wyboista, obok niej równie wyboista ścieżka wyłożona kostką. Do Krzywego Lasu trzeba jechać drogą samochodową o bardzo nasilonym ruchu. Krzywy Las Wreszcie sam Krzywy Las – zdecydowanie przereklamowany. Prowadzi do niego piaszczysta, zaśmiecona ścieżka, a las jest zadeptany. Nie pomagają prośby na tablicach – kto może, a byliśmy tego świadkami, wchodzi na pochylone drzewa i skacze z nich. Jacyś chłopcy, zresztą pod opieką rodziców, kopali w pnie, sprawdzając wytrzymałość kory. Tą samą trasą wracamy do Gryfina. Trochę kręcimy się po urokliwym centrum. Czas pomyśleć o noclegu. Na pewno mijaliśmy kemping w Mescherin, ale postanawiamy zostać w Gryfinie. I tu zaczynają się problemy. Gryfino – Brama Bańska – wybudowana w XIV wieku i Kościół Narodzenia NMP z XIII w. Informacje o tym, że w Gryfinie jest kemping, znaleźliśmy wcześniej w internecie. Przejeżdżając przez most tuż za granicą widzieliśmy tabliczkę, kierującą na pole namiotowe: strzałka i 200m. Jedziemy. Oczywiście bruk taki sam wyboisty, jak poprzednio. Tabliczka jest, ale żadnego miejsca na namioty nie ma. Kto ją postawił i dlaczego? Problem z zasięgiem, ale wreszcie znajdujemy numer telefonu. Tak, kemping jest, w OSiRze w samym centrum Gryfina. Jeszcze raz ten sam wyboisty bruk. Na polu namiotowym trawka, cisza i spokój. Jeden rowerzysta w maleńkim namiocie, jeden kamper z Holandii. I byłoby świetnie, gdyby nie zaplecze sanitarne. Toaleta jak z czasów głębokiego PRL-u. Ohyda. Wieża widokowa w Mescherin, ostatni rzut oka na Odrę. Odbijamy od niej w kierunku na Rugię rozpoczynając drugi etap wyprawy „Nysa Odra Rugia Uznam – rowery 2021” Na dzień dobry jeszcze raz bruk. Znamy go już na pamięć. Zaraz za mostem po stronie niemieckiej zbaczamy do wieży widokowej, z której roztacza się rozległa panorama. Na bardzo podobną wspinaliśmy się w Stützkow przed Schwedt. Tutaj rozstajemy się na dobre z Odrą. Nowe krajobrazy Meklemburgii Jedziemy przez bardzo rolnicze tereny Meklemburgii, mijamy Tantow, Penkun, Krackow i Löcknitz. Przejazd przez małe miejscowości to niemal zawsze próba zaprzyjaźnienia się z historycznymi brukami. W Ramin przed Löcknitz zatrzymujemy się przy małym kamiennym kościele pochodzącym z XIII wieku. Obok znajdują się stare krzyże i tablica z nazwiskami poległych w I wojnie światowej, taka jakich wiele w całych Niemczech. Gubimy się trochę w Löcknitz. Szukamy ruin zamku i wieży zamkowej, a potem ruszamy na północ. Zamek w Penkun ostateczny kształt uzyskał w 1658 roku po zakończeniu wojny 30-letniej. Ale brama wjazdowa pochodzi z około 1300 roku. W średniowieczu na Pomorzu Przednim kościoły budowano z ciosów granitowych. Jeden z najstarszychdo dziś zachowanych znajduje się w Ramin niedaleko Löcknitz. Z Ludwigshof kierujemy się na Rieth, a stąd jeszcze raz przekraczamy granicę, by dojechać do Nowego Warpna. Niemiłą niespodzianką tuż za Rieth okazał się odcinek drogi z piaskiem po osie. Chyba trochę pobłądziliśmy. Za to Warpno – cudowne! Na kemping wygłodniali dojechaliśmy późnym wieczorem, ale mimo zamkniętego o tej porze baru udało się jeszcze zorganizować jakieś frytki. Ratusz o konstrukcji ryglowej, z Warpno Od rana rowerowa przejażdżka po Nowym Warpnie. Jest słonecznie, ale chłodno. Na ulicach pusto. Miasteczko jest wyjątkowo malownicze, stare, zadbane, o ciekawej historii. Aleją Żeglarzy przechodzimy na nabrzeże i starym, niemieckim kutrem rybackim przepływamy do Altwarp (16 zł/os. + 16 zł/rower). Tu znów gubimy się przez fatalne i mylące oznaczenia trasy. Za to dalej malownicza leśna ścieżka. Jedziemy na zachód wzdłuż Zalewu Szczecińskiego, dojeżdżając do trasy rowerowej, którą porzuciliśmy poprzedniego dnia. Do Starego Warpna (Altwarp) po drugiej stronie granicy i zatoki dostaniemy się kutrem rybackim przysposobionym do przewozu turystów Mijamy Ueckermünde, ładne wakacyjne miasteczko z plażą pełną ludzi. W Bugewitz okazuje się jednak, że trasa do Anklam wzdłuż zalewu jest z jakiegoś powodu zamknięta. Przypadkowo spotkani rowerzyści radzą, by kierować się na zachód. Trudno powiedzieć, czy zrobiliśmy dobrze. Na mapie są tu wprawdzie zaznaczone ścieżki rowerowe, ale trasa prowadzi mało ruchliwymi drogami publicznymi, wśród pól uprawnych, przez nieciekawe wsie, w dodatku zwykle brukowane. Znużeni i zmęczeni decydujemy się na nocleg na dziko, zwłaszcza że na nic innego nie możemy liczyć. Póki co mamy drogę wysypaną ostrym tłuczniem. Wreszcie trafiamy na rozległą łąkę osłoniętą drzewami. Znów towarzyszą nam ciekawskie sarny. Urokliwe miasteczko Ueckermünde Anklam – Steintor (Kamienna Brama) pochodząca z XIII w. i kościół św. Mikołaja, którego budowę rozpoczęto około 1280 r.. Nasz nocleg na łące przed Griefswaldem Rano zwijamy mokry namiot i wcześniej niż zwykle ruszamy w drogę. Jedziemy wprost do centrum Greifswaldu. Greifswald to stare miasto hanzeatyckie, co tłumaczy jego bogatą, piękną zabudowę. Przechadzamy się wśród straganów na rynku, podziwiamy niezwykłe kamieniczki, zaglądamy do trzech kościołów, wędrujemy ulicami starego miasta. Przepiękne hanzeatyckie miasto Greifswald – rynek staromiejski Greifswald – Kościół Mariacki zwany Grubą Marią – Katedra św. Mikołaja – Kościół św. Jakuba – wszystkie z XIIIw. Bogactwo i potęga Hanzy!!! Czas biegnie, a przed nami niemało kilometrów. Jedziemy Głównym Szlakiem Bałtyckim do Stralsundu. Bruk ciągnie się przez ponad 20 km. To stara droga, obok której powstała trasa samochodowa. Tę brukowaną oddano rowerzystom. Wielkie dzięki! Na liczniku kilometrów nie za dużo, ale jest późno. Obiecujemy sobie, że zwiedzimy Stralsund w drodze powrotnej, z czego ostatecznie nic nie wyszło. Kierujemy się na stary, zwodzony most, by jak najszybciej przedostać się na Rugię. Mordercze bruki w drodze do Straslundu Przez wietrzną Rugię Kiedy rozpoczynaliśmy naszą nadodrzańską trasę, Rugię traktowaliśmy jako cel możliwy, ale nie warunek konieczny. Wiedzieliśmy, że trzeba jej poświęcić więcej czasu i uwagi. Kiedy jednak perspektywa dotarcia tam stał się realna, nie wahaliśmy się. Niestety, mieliśmy tylko dwa dni! I może za dużo było w tym przypadkowości i improwizacji wynikających z niewiedzy. Na Rugię dostajemy się mostem zwodzonym Pierwsze wino wypite na Rugii Za mostem ruszyliśmy na zachód w kierunku Altefähr, zakładając, że objedziemy znaczną część wyspy zgodnie z kierunkiem wskazówek zegara. Nie ma tu plaż ani kurortów, rowerzystów też niewielu. Pierwszy nocleg znajdujemy na dużym i raczej mało przytulnym kempingu w Sührendorf. Na Rugii jest chłodno i wieje, oczywiście w oczy. Zatrzymujemy się przy średniowiecznych kościołach w Gingst i Schaprode. Interesujący wydaje się zwłaszcza ten drugi, pod wezwaniem św. Jana, z zachowanymi elementami romańskimi. Centralna część wyspy to tereny rolnicze, a pejzaż wydaje się nieco monotonny. Takie ścieżki nie były regułąKościół Schaprode – lista osób z parafii poległych w Wielkiej pokrycie dachowe na Rugii Promem przeprawiamy się na północną, niedostępną część wyspy, Wittow, jednak ograniczony czas nie pozwala na to, by dotrzeć do Arkony – przylądka wysuniętego najdalej na północ Rugii. Szkoda, bo ominęło nas sporo atrakcji: miejsce kultu słowiańskiego boga Świętowita, latarnia morska i stara rybacka wioska Witt. Przez wąską mierzeję Schaabe zmierzamy ku wschodniej części wyspy. Sporo tu podjazdów, co przy ostrym wietrze nieźle daje się nam we znaki. Prom w Wittiwer przewozi nas na północną część wyspy. Przed nami jedna z największych atrakcji Rugii – Park Narodowy Jasmund. Docieramy krótko przed zamknięciem kasy, więc płacimy tylko 50% ceny biletów – po 5 Euro. Zdaje się, że po zamknięciu też można wejść. Fotografujemy się przy słynnych Kredowych skałach na Rugii Friedricha, a na szczycie, na krawędzi wysokiego klifu, gdzie obecnie znajduje się taras widokowy, konfrontujemy imponujący pejzaż z wizją malarską. Cóż, Friedrich wyraźnie dodał swemu dziełu ekspresji, „zagęszczając” krajobraz i zamykając w nim kilka postaci w symbolicznych pozach. Skały kredowe na Rugii namalowane przez Caspara Davida Friedricha w 1818 Skały kredowe na Rugii Coraz bardziej zdeterminowani późną porą, niecierpliwie rozglądamy się za noclegiem. Przed Sassnitz trafiamy przypadkowo na osobliwy kemping, którego atrakcją (chyba) miało być składowisko starych hanomagów, ciężarówek pomalowanych w barwy militarne (Naturerlebniscamp Rugen – Ferienheim Birkengrund). Kemping mimo wysokiej ceny okazał się dość siermiężny, ale za to z wygodnym dostępem do prądu, co w innych miejscach wcale nie było takie oczywiste, bezpłatną kawą i ciepłymi bułeczkami na śniadanie. Ponoć przygotowywał je dość ekscentryczny szef pola namiotowego. No i atmosfera zdecydowanie swobodniejsza niż na innych niemieckich kempingach, o czym zdecydowało pewnie towarzystwo bardzo wielonarodowościowe. Drogi na Rugii Wschodnia cześć Rugii jest pełna różnorodnych atrakcji. Jedną z nich jest wybudowany przed II wojną światową gigantyczny ośrodek wypoczynkowy i szkoleniowy dla 20000 osób w Prora, oczywiście z przeznaczeniem dla nazistów. Z jednego z budynków wychodzi akurat gromada dzieci z walizkami – pewnie spędzały tu wakacje. Jedziemy wzdłuż morza i ciągnących się wielokilometrowych plaż odgrodzonych od drogi pasem lasu. Przedostanie się tam z rowerem i ciężkim sakwami to spory wyczyn ze względu na ścieżki pełne nadmorskiego piasku. Niedaleko Binz podjeżdżamy do zamku Granitz – ostry podjazd po bruku, gdzie nie dają rady solidne niemieckie elektryki, dla nas jest wyzwaniem i próbą sił. Co, my nie podjedziemy! Późnoklasycystyczny zamek myśliwski Granitz (1837-1846/51) położony jest na południe od Binz na górze Tempelberg Czasu mamy coraz mniej, południowo-wschodnią część wyspy zostawiamy więc na kolejny przyjazd, a teraz wzdłuż morza kierujemy się na zachód. Trzeba zdążyć na prom w Glewitz i jeszcze poszukać noclegu. Pozwalamy sobie jeszcze na dłuższy odpoczynek w urokliwej letniskowej miejscowości o zabawnej nazwie Gross Stresow, a potem przez Putbus i Garz spieszymy do Glewitz na prom do Stalbrode. Nie ma szans na powrót do Stralsund. Szkoda, bo w ten sposób ominęliśmy ważne miasto na trasie naszego wyjazdu. Groß Stresow, tam zjedliśmy najlepszy wurst na szlaku, no i piwo było super Rugię opuszczamy promem w Glewitzer Powrót wzdłuż Bałtyku Drogę do Greifswaldu pamiętamy aż za dobrze. To kostka brukowa i żadnej alternatywy. Niestety, nie ma też kempingu. Zmęczeni dojeżdżamy do pola namiotowego w Wieck na peryferiach Greifswaldu, ale po nie ma mowy by dostać się do środka. Nieuprzejmy głos w telefonie mówi: geschlossen i koniec. Zapada zmrok i robi się coraz beznadziejniej, bo miejsca, by rozbić namiot na dziko najzwyczajniej nie ma. Wreszcie 4 m2 za polem kukurydzy, są trzcina i parę drzew. Jest cicho i „nastrojowo”, trafiła się nawet jakaś dorodna sarna, zaskoczona namiotem na jej terenie. Super miejsce noclegowe na skraju pola kukurydzy. Nad morzem zwalniamy tempo. W miejscowości Lubmin pozwalamy sobie na spacer po molo. W Wolgast, dawnej siedzibie książąt pomorskich, przedostajemy się na wyspę Uznam i tu najpierw odwiedzamy Peenemünde, legendarne miejsce produkcji rakiet V2. Wolgast (Wołogoszcz) – dawna stolica książąt pomorskich. Tutaj będziemy przejeżdżać mostem na Uznam Muzeum w Peenemünde na wyspie Uznam poświęcone budowie rakiet V2 Kempingów na Uznam jest bardzo dużo. Ciągną się kilometrami wzdłuż trasy i są przepełnione. Okazuje się, że należało dokonać wcześniejszej rezerwacji. W Zinnowitz znajdujemy miejsce tylko dlatego, że mamy bardzo mały namiot. Pan z obsługi pola prowadzi nas najpierw długo, długo do wyznaczonego miejsca, a potem wskazuje kawałek piachu między linkami innych namiotów. Rozbawieni są wszyscy, także ci, którym mamy wbić szpilki w przedsionku. Podładowanie telefonów w takim tłumie też nie jest proste. No ale tutaj trudno myśleć o noclegu na dziko. Na molo w Zinnowitz Ostatnie piwo pite w Niemczech, tym razem na plaży w Ahlbeck. Jakżeż smakowało.,..,, Z Zinnowitz do Świnoujścia, mety naszej wyprawy, mamy już niedaleka. Trasa rowerowa prowadzi przez nadmorskie kurorty i jest naprawdę malownicza. Są też krótkie, ale bardzo ostre podjazdy, na których nasze rowery znów radzą sobie lepiej niż elektryczne. Jeszcze chwila relaksu na plaży, Ahlbeck i… Świnoujście. Potem już tylko wieczór w Szczecinie, powrót pociagiem i ostatni rowerowy odcinek z Koła do Turku – w zimnym ulewnym deszczu. Deszcz jak klamra otwierał i zamykał cały nasz wyjazd. Granicę przekraczamy pomiędzy Ahlbeck a Świnoujściem, gdzie kończymy wyprawę „Nysa Odra Rugia Uznam – rowery 2021„ Podczas wyprawy przejechaliśmy w 14 dni 1152 km. Korzystaliśmy z: – przewodnika wyposażonego w mapki: „Oder-Neisse- Radweg” z serii „Bikeline. Radtourenbuch”,– mapy: „Rugen/Usedom Vorpommern” 1:150000,– materiałów internetowych – mapka wyprawy znajduje się tutaj– więcej zdjęć z wyprawy „Nysa Odra Rugia Uznam – rowery 2021” dostępnych jest tutaj
Wycieczka na niemieckie Pojezierze Meklemburskie rozpoczęła nasz tegoroczny sezon rowerowy. Na trasy rowerowe regionu, który sąsiaduje z polskim Pomorzem Zachodnim, dojechaliśmy bezpośrednim regionalnym połączeniem kolejowym ze Szczecina, korzystając z atrakcyjnej oferty grupowego biletu Meklemburgii-Pomorza Przedniego od Deutsche Bahn. Rowerową podróż urozmaiciły nam dziesiątki
Przyznać się, kto choć raz myślał o wycieczce rowerowej wzdłuż Morza Bałtyckiego? Nawet jeśli nigdy nigdzie nie byliście nigdy z sakwami rowerowymi to założę się, że jeśli choć na sekundę w Waszej głowie zawitał pomysł dotyczący wycieczki rowerowej, to jednym z głównych kierunków, które mogliście rozpatrywać byłby właśnie Bałtyk. Bo kierunek ten, jak żaden inny kojarzy się z czymś, co jest idealne na pierwszy raz. Jest łatwo pod kątem fizycznym i jest ciekawie. Są ładne widoki, klify, parki narodowe, plaże, duża baza noclegowa, baza gastronomiczna – ogólnie jest co robić. Inna sprawa, to czy jest w ogóle po czym jechać? I tutaj docieramy do pytania – gdzie warto na taką pierwszą wyprawę rowerową jechać? Ja co prawda nigdy nie jechałem wzdłuż Morza Bałtyckiego rowerem po polskiej stronie, jednak z opowiadań wiem, że jest średnio. Niby jest ta słynna ścieżka R10, jednak z jej jakością w niektórych miejscach jest ciągle słabo i jazda nią bywa czasem bardziej problemem niż przyjemnością. Jeśli się mylę i coś się zmieniło – napiszcie w komentarzach. Chętnie się nawrócę. Jakkolwiek jest u nas (i tak kiedyś się wybiorę!), to tym razem chciałem Wam zaproponować nieco inny kierunek. To znaczy w sumie kierunek ten sam, ale inny zwrot (to jeszcze pamiętam z polibudy! :D). A może nawet zwrot ten sam, tylko po prostu pojechać nieco dalej? Nie kończyć na Świnoujściu, ale pocisnąć rowerem jeszcze bardziej na zachód, po niemieckiej części trasy rowerowej wzdłuż Morza Bałtyckiego. Chociażby dojechać do niesamowitej Wyspy Rugia? Co Wy na to? Zachęcam do subskrybcji kanału – niedługo film „Dzień Dobry PÓŁNOCNE NIEMCY!” Spis treści:1 Który odcinek na rower wzdłuż Bałtyku?2 Kiedy jechać rowerem wzdłuż Bałtyku?3 Trasa Rowerowa Morza Bałtyckiego [ślad gps]4 Ciekawe miejsca na trasie wzdłuż Półwysep Stralsund i jego Wyspa Rugia, Arkona, Jasmund, Architektura Wyspa Uznam5 Mapa z lokalizacjami6 Praktyczne informacje o trasie rowerowej wzdłuż Bałtyku Który odcinek na rower wzdłuż Bałtyku? Właśnie do tego odcinka chciałem Was dziś zachęcić i pokazać czemu wybierając się na rower w stronę Bałtyku warto akurat zainteresować się częścią niemiecką tej trasy. Będzie o ciekawych miejscach po drodze, atrakcjach, widokowych odcinkach trasy i wszystkim tym, co szczerze przypadło mi do gustu. Musicie wiedzieć, że jest to kolejny już materiał powstały z tej wycieczki rowerowej wzdłuż wybrzeża, więc nie będę się powtarzał z opisem tychże miejsc. Wiem, że sporo z Was wbija na bloga po konkrety pomagające zaplanować własny wyjazd, więc takie konkrety Wam tutaj zaserwuję. Jednaj…. zacznijmy może najpierw od…. niekonkretów! :D Czyli vloga powstałego z wyjazdu, żebyście wiedzieli o czym dalej piszę. Kiedy jechać rowerem wzdłuż Bałtyku? Jak tak sobie teraz myślę o tej wycieczce rowerowej wzdłuż Bałtyku, to pomysł na przejechanie jej w kwietniu nie był zbyt mądry. Wszak Bałtyk dość często bywa kapryśny nawet latem, a ja tutaj wymyśliłem sobie, że pojadę 6 dni rowerem wzdłuż wybrzeża z początkiem kwietnia. Byłem jednak pełen optymizmu, że pogoda będzie dobra i faktycznie tak było! Z drugiej strony pojechałem w tym terminie, gdyż zależało mi na tym, aby przedstawić Wam tamtejszą trasę jeszcze przed sezonem. Zanim zaczniecie planować swoje rowerowe wycieczki wzdłuż polskiego wybrzeża Bałtyku, abyście mieli świadomość, że – jak to powiedziałem we vlogu – zaledwie rzut muszlą od polskiej granicy znajdują się równie piękne, a może nawet i piękniejsze miejsca. Zarówno na rower, ale też łatwo dostępne dla osób zmotoryzowanych i przyjemne dla spacerowiczów. Można powiedzieć, że dla każdego coś miłego! Zatem kiedy jechać? Najlepiej być elastycznym i pojechać dopiero wtedy, kiedy prognoza będzie dobra. Jeśli jednak tej elastyczności nie macie, to wiadomo, że latem. Szanse na dobrą pogodę są wtedy najlepsze, ale też jest wtedy znacznie więcej osób. Więc jeśli cenicie sobie spokój i mniejszą ilość osób wokoło to idealny wydaje mi się maj-czerwiec, a także już po wakacjach we wrześniu. A jadąc w sezonie, to po spokój raczej wyjechać będziecie musieli poza główne miejscowości wypoczynkowe. Na szczęście jest takich miejsc tutaj masa. Trasa Rowerowa Morza Bałtyckiego [ślad gps] Kilka słów o samej trasie rowerowej wzdłuż Bałtyku po niemieckiej stronie. Często pytacie mnie o ślady GPS. Co prawda sam tego nie zapisuję, jednak naniosłem Wam na mapę googla oficjalny przebieg trasy bazując na śladach GPS znalezionych w sieci. Moja trasa wyglądała prawie tak samo, z kilkoma wyjątkami. W kilku miejscach pojechałem inaczej, jak chociażby zboczyłem z trasy w stronę Parku Vorpommersche Boddenlandschaft, ale też ze względu na brak czasu przyspieszyłem pociągiem na Wyspie Rugia, a także ze Stralsundu do Greifzwald. Ślad GPX do pobrania znajdziecie tutaj. Albo na poniższej mapce. Czas na to, co najważniejsze – ciekawe miejsca po drodze. Co warto zobaczyć jadąc wzdłuż Bałtyku po niemieckiej stronie? Masę rzeczy! Wszystkie je widzieliście już we vlogu i zobaczycie niedługo w filmie z serii „Dzień dobry…”, jednak chciałbym Wam podrzucić jeszcze kilka zdjęć, a także – co najważniejsze – lokalizacje. Abyście sobie je łatwo mogli namierzyć. Tym razem nie będę podrzucał jednak linków, a zrobiłem osobną mapę z naniesionymi na nią punktami. Znajdziecie ją na dole tego rozdziału. Rostock Jadąc od początku, koniecznie trzeba zobaczyć Rostock. Całkiem ładne miasto, choć wiele zdjęć nie zrobiłem. Dużo się w Rostocku działo podczas mojego pobytu (masa straganów, jakiś park rozrywki na rynku, koło młyńskie) przez co ogólnie ciężko było zrobić zdjęcie… samemu miastu. Serio! :) Niemniej polecam odwiedzić. Półwysep Fischland-Darß-Zingst Pierwsze świetne widoki i ciekawe miejsca znajdują się zaraz za Rostockiem. Kilka kilometrów od miasta jadąc ścieżką rowerową wzdłuż piaszczystej plaży wpadamy na półwysep Fischland-Darß-Zingst. Jeśli oglądaliście vloga, to doskonale wiecie dlaczego jego nazwa jest trójczłonowa. Wiecie też, że warto tutaj wpaść, aby zobaczyć miejscowość Ahrenshoop nazywaną kolonią artystów, a także przejechać się pięknym odcinkiem wzdłuż stromych klifów. To właśnie na tej wyspie, w schronisku dla młodych DJH Jugendherberge miałem pierwszą kimę. Bardzo polecam – śniadanie w cenie i super zlokalizowany ośrodek na granicy Parku Narodowego. No właśnie, wspomniany Park Narodowy Vorpommersche Boddenlandschaft to kolejne genialne miejsce, które odwiedziłem z samego rana dnia następnego. Od razu przy ośrodku zaczyna się prosty jak strzała dukt leśny, którym śmiga się praktycznie przez cały Park. Jak coś od pewnego momentu nie można jeździć po Parku samochodami, więc rower to jedyny możliwy środek transportu. Ba, w niektórych miejscach nawet rowerem nie można, jednak uważam, że w kwietniu, kiedy nie ma tu zbyt wiele osób, zakaz ten jest ciut niepotrzebny. Mniejsza jednak z tym, zobaczcie jak tu pięknie! Dalej trasa biegnie przez kameralną miejscowość Zingst, gdzie znajduje się jedna z dwóch nurkujących gondoli na świecie (druga jest w Sellin). Gondola pierwszy raz zanurkowała w 2006 roku, mieści 25 osób, waży 45 tony i nurkuje na głębokość 10 metrów. Niestety, jak wiadomo – Morze Bałtyckie nie należy do najbardziej przejrzystych, więc obok możliwości podglądania życia podwodnego wyświetlane są też filmy edukacyjne pokazujące rafy koralowe. Tutaj też zatrzymałem się na szybki obiad! Półwysep ciągnie się dalej na wschód, jednak później musiałbym się wracać. Odbijam więc na południe i w dalszym ciągu jadąc wzdłuż wybrzeża genialnym wręcz odcinkiem trasy rowerowej mknę w stronę Stralsundu. Stralsund i jego oceanarium Stralsund bez dwóch zdań jest miastem, które najbardziej przypadło mi do gustu podczas całej tej wycieczki wzdłuż wybrzeża Bałtyku. A dlaczego? Rozpisałem się o tym już we wpisie o Rugii, więc jak coś, to właśnie tam zapraszam. Tutaj kilka fotek! Wyspa Rugia, Arkona, Jasmund, Vitt Bezapelacyjnie Perła Bałtyku. Miejsce kapitalne, które urzekło mnie zarówno swoją spektakularną naturą, stromymi klifami, ale też kameralnymi, ładnie zlokalizowanymi wioskami rybackimi. Równie mocno zachwyciły mnie tutejsze odcinki trasy rowerowej. Choć momentami zdarzało się, że trzeba było wjechać w małe wertepy powybrzuszane korzeniami drzew, to jednak w 90% mojej trasy jechałem po kapitalnie pociągnięty, równym asfalcie. No uwielbiam takie ścieżki! Architektura Kurortowa Zarówno Rugia, ale też tak naprawdę spora część północnego wybrzeża Niemiec znana jest ze swojej architektury. Jest ona na tyle wyjątkowa, że doczekała się nawet swojej nazwy – Bäderarchitektur – architektury kurortowej. To wszystkie te kilkupiętrowe, wymalowane na biało, pięknie wykończone z dbałością o najmniejsze detale wille praktycznie zawsze frontem ustawione w stronę morza. Historia kurortów Meklemburgii zaczęła się od 1793 kiedy to powstał w Heiligendamm pierwszy kurort zlecony do budowy przez księcia Fryderyka Franciszka I. Miejscowościami z typową architekturą kurortową są przykładowo wspomniane Heiligendamm, Ahlbeck, Bansin, Heringsdorf, a także zlokalizowane na Rugii – Binz, Göhren, Sassnitz lub Sellin. W Heiligendamm również, z tym że w 1882 pewien wikliniarz wykonał pierwszy kosz plażowy tego typu. Wyspa Uznam No i ostatnia część trasy wiodła przez Wyspę Uznam. Hitem wyspy i zarazem hitem vloga okazały się być (ku mojemu szczeremu zaskoczeniu) motyle z zlokalizowanej tutaj hodowli motyli. Bardzo mnie cieszy, że tak Wam się te ujęcia podobały. Dzięki za wszystkie miłe słowa! Miejsce, w którym znajduje się hodowla znajdziecie na poniższej mapie. Jednak Uznam, to nie tylko motyle. To wspomniane miasta kurortowe jak Ahlbeck, Heringsdorf czy Bansin. To wiele innych świetnych i pięknych miejsc wypoczynkowych, zlokalizowanych z dala od kurortów. Takich, gdzie czas płynie wolniej, gdzie można wypocząć. Wyspę Uznam chciałbym zwiedzić ciut więcej w przyszłości. Niestety nie miałem już zbyt wiele czasu, aby zboczyć z ścieżki rowerowej prowadzącej wzdłuż Bałtyku, no i z drugiej strony zrobiło się zbyt wietrznie i zimno, aby pokonywać większe dystanse tego ostatniego dnia. Trudno, nadrobię kiedyś indziej… Mapa z lokalizacjami Jak wspominałem wcześniej – załączam lokalizacje wszystkich wspomnianych miejsc na mapie. Na zdrowie! :) Praktyczne informacje o trasie rowerowej wzdłuż Bałtyku Na koniec kilka informacji ogólnych o trasie. Pomyślałem, że zrobię ten punkt nietypowo i po prostu zadam sobie kolejno pytania, które mogą Wam się moim zdaniem nasuwać (albo które zadaliście w filmie czy poprzednim tekście), a następnie na nie odpowiem. A jeśli macie jeszcze jakieś pytania, to śmiało piszcie w komentarzach – dodam je do tego podpunktu. Jak dojechałem do Rostocku? Z Katowic flixbusem do Berlina, tam przesiadka na pociąg do Rostocku. Inną, lepszą trasą wydaje się być transfer pociągiem ze Szczecina. Nie ma bezpośredniego połączenia z tego co sprawdziłem, ale można z przesiadką w Stralsund albo w Güstrow. Gdzie można wypożyczyć rower? Ja miałem rower z wypożyczalni ze Stralsund – Mecklenburger Radtour, która to dowozi i odbiera rowery ze wskazanego miejsca. Jeśli już chcecie wypożyczać, a nie zabierać swoje, to łatwiej i taniej będzie wypożyczyć je bezpośrednio w Stralsund. Następnie z tego miasta wyskoczyć albo na zachód, albo do Rugii i zrobić pętlę wracając znowu do Stralsund. Co jeśli nie mam czasu na cały odcinek trasy rowerowej wzdłuż Bałtyku? Uściślijmy, że ja też nie przejechałem całej. Trasa ta ciągnie się jeszcze bardziej z Zachodu, a „mój” fragment jest tylko jej częścią. Domyślam się, że pytającemu chodzi jednak o ten „mój” fragment od Rostocku. Co zrobić? Są dwie opcje – albo skrócić trasę i ograniczyć ją np. do samej Rugii i powrotu do Polski, ale po prostu momentami przyspieszyć trochę pociągami tak jak ja to robiłem. I tutaj kolejne Wasze pytanie… Czy można jeździć z rowerem w pociągach? Pewnie, w każdym. Niemcy to bardzo pro-rowerowy kraj. Opłata dodatkowa to 5-7 kilka euro. Czy można tam spać pod namiotem? Są kempingi? Bez problemu. Po drodze jest masa pięknych i kameralnych miejsc na dziko. Nie trzeba nawet planować, bo zawsze coś się znajdzie. No i jest też bardzo dużo kempingów. Jeśli chcecie je znaleźć, wpiszcie po prostu w mapy googla „camping”, albo wypatrujcie tego typu znaków przy ścieżce rowerowej. Jak macie jeszcze jakieś pytania – pytajcie! Standardowo jeśli chcecie mi jakoś zrobić „dobrze” i podziękować za robione materiały, możecie rezerwować noclegi z mojego linku do bookingu. Czy to podczas wycieczki nad Bałtyk, czy każdej innej. Znajdziecie go na dole klikając w baner, albo wchodząc klikając tutaj. Rezerwując przez ten link booking odpala mi drobną prowizję na piwo, a dla Was cena bez zmian. Dzięki! Do Meklemburgii zaprosiła mnie Niemiecka Centrala Turystyki
Trasy rowerowe na terenie Świnoujścia prowadzą nie tylko przez położone w okolicy polskie miejscowości nadmorskie. Bliskość niemieckiej granicy sprawia, że bez trudu możesz wyruszyć stąd do niemieckiego miasta Ahlbeck. Jest to dzielnica gminy Heringsdorf położona na wyspie Uznam.

Sierpień był dla nas zdecydowanie miesiącem wyjazdów, a w jego pierwszej połowie skupiliśmy się przede wszystkim na eksploracji bałtyckich wysp po naszej zachodniej stronie granicy. W Uznam oraz Rugii zakochaliśmy się od pierwszego postawienia nogi na ich malowniczym lądzie. Mimo, iż na pierwszy rzut oka podobne – różnią się od siebie znacznie. Zapraszamy w podróż po nadbałtyckich terenach pozbawionych wszechobecnych parawanów i wątpliwej jakości ryb. UZNAM Uznam to wyspa położona na pograniczu Polski i Niemiec. Znacznie większa jej część znajduje się jednak po stronie naszych zachodnich sąsiadów. Jak się okazuje, Uznam to najbardziej słoneczna wyspa obu krajów. Słońce świeci tu przez ponad 1900 godzin w roku! Ten fakt sprawia, że sympatia do jej terenów rośnie jeszcze bardziej 😉 Jak dostać się na Uznam? Na Uznam możecie wybrać się aż trzema drogami: wodną, powietrzną i lądową. Po pierwsze płynąc ze Świnoujścia promem dostępnym bezpłatnie zarówno dla pojazdów, jak i pieszych. Po drugie samolotem lądując na lotnisku w miasteczku Heringsdorf. Po trzecie samochodem dojeżdżając przez mosty obok miast Anklam oraz Wolgast. Osobiście rekomendujemy ostatnią z opcji. Gdzie spać? Najlepiej w uroczych pensjonatach tuż przy miejskich promenadach. Większość z ofert znajdziecie na Ceny w sezonie są dość wysokie (średni koszt nocy w pokoju dwuosobowym oscyluje w granicach: 600-700 zł), zatem warto odwiedzić Uznam wiosną lub wczesną jesienią. W lecie jedną z bardziej ekonomicznych opcji będzie zatem nocowanie po polskiej stronie wyspy – w Świnoujściu oddalonym o zaledwie kilkanaście kilometrów od centralnej części wyspy. Co jeść? Ryby, ryby i jeszcze raz ryby! Uznam to raj dla fanów świetnej jakości ryb, a w szczególności śledzi serwowanych w prostej, pszennej bułce. Znajdziecie je dosłownie na każdym kroku pod nazwą Fischbrötchen. Wypełnione są najczęściej śledziem w najróżniejszej postaci (bismarck, matijas) z dodatkiem sałaty i prostego sosu. Tylko tyle i aż tyle! Jedne z najlepszych Fischbrötchen znajdziecie w miejscowości Trassenheide w niewielkim punkcie o nazwie Fischerhütte Fischbrötchen, gdzie wędzenie ryb odbywa się na miejscu. Dochodząc z centrum do promenady, skręcacie w lewo i jesteście! Warto też odwiedzić jedną z najlepszych restauracji na wyspie – Alte Fischhalle – która funkcjonuje już od 1830 roku. Przychodzą tu głównie lokalsi, którzy zajadają rybne przysmaki w towarzystwie niemieckiego lagera spoglądając na pieniące się nieopodal morskie fale. Co zobaczyć? Najbardziej polubiliśmy miasta Zinnowitz oraz Bansin. Całe Uznam jest niesamowicie bajkowe, jednak to te miasteczka są zdecydowanie najbardziej malownicze, a jednocześnie najmniej turystyczne. Bansin kojarzy nam się z nadmorskimi miastami na Florydzie lub w Kalifornii. Śnieżnobiałe domki, szerokie promenady i wszechobecna roślinność. W Zinnowitz z kolei spotkacie drewniane molo na końcu którego znajduje się podwodna kapsuła, która pozwala podziwiać bałtycką faunę i florę. Gdzie plażować? Jedną z naszych ulubionych plaż jest ta na północ od Bansin, z mnóstwem klifów, w których możesz się zaszyć. Dostaniesz się na nią zjeżdżając z głównej drogi, a następnie przemierzając krętymi uliczkami w kierunku tarasu widokowego Steilküste. Choć tak naprawdę gdziekolwiek nie traficie będziecie zadowoleni. Plaże są piaszczyste, szerokie i w większości puste 🙂 RUGIA Rugia to największa wyspa Niemiec. Gęsto porośnięta lasami i posiadająca bardzo urozmaiconą linię brzegową, z piaszczystymi plażami ciągnącymi się kilometrami, wysokimi klifami oraz licznymi zatokami i półwyspami o przedziwnych kształtach. Jak dostać się na Rugię? Choć patrząc na mapę możecie nabrać przekonania, że Rugia położona jest dużo dalej na północ niż Uznam, to w rzeczywistości czas podróży autem z Polski jest w tym wypadku niewiele dłuższy. Cały sekret tkwi w drogach szybkiego ruchu – by dostać się na Uznam musicie pokonać dużo więcej dróg lokalnych lub dodatkową przeprawę promową, z kolei większość dróg prowadzących na Rugię stanowią autostrady i drogi ekspresowe. Nie analizując specjalnie innych opcji, wsiadamy do auta i po około 4 godzinach przekraczamy nowiutki most w miejscowości Stralsund, by suchymi czterema kołami przybić na tę największą niemiecką wyspę na Morzu Bałtyckim. Gdzie spać? W przypadku Rugii wybór miejsc noclegowych jest trochę większy, ale nadal najbardziej gorącymi miejscówkami są zlokalizowane w bliskiej odległości od morza hotele i pensjonaty. Jeżeli dobrze poszukacie, to znajdziecie tutaj także wiele klimatycznych obiektów wewnątrz wyspy, często ładniejszych i atrakcyjniejszych cenowo niż te nadmorskie. Ceny podobne jak na Uznam. W sezonie za przeciętnej jakości hotel zapłacicie tyle co za luksusowy hotel w dużym polskim mieście. Wszystko jest czyste i zadbane, ale nowoczesnego designu i technologii – nawet w 4-gwiazdkowych hotelach za ok. 600-700 zł – raczej nie uświadczycie. Większość hoteli w Niemczech powstało co najmniej kilka-kilkanaście lat temu, co jest zauważalne w porównaniu ze świeżutkimi inwestycjami na polskim moglibyśmy swobodnie wybierać, to zdecydowanie noclegowo polecamy przepiękną miejscowość Binz. Z cudownym klimatem, piękną plażą, tętniącą życiem do późnych godzin nocnych promenadą i posiadającą wiele atrakcyjnych restauracji i barów. Co jeść? Ryby, ryby i jeszcze raz ryby! Rugia to raj dla fanów świetnej jakości ryb, a w szczególności śledzi serwowanych w prostej, pszennej bułce. Znajdziecie je dosłownie na każdym kroku pod nazwą Fischbrötchen… Tak, to nie jest błąd że powtórzyliśmy nasz tekst ponownie. Na Rugii sytuacja wygląda identycznie jak na Uznam i jest to wielka zaleta obu tych wysp. Jeżeli jednak Wasz pobyt na wyspie jest dłuższy, albo szukacie czegoś bardziej wyrafinowanego, to znajdziecie tu również kilka restauracji polecanych przez przewodnik Michelin. My odwiedziliśmy jedną z nich. Restauracja należąca do Hotelu Panorama w Lohme, to patrząc na zatłoczoną salę ceniona marka. Nas jednak bardziej od samego jedzenia zachwycił sam hotel, a zwłaszcza należący do restauracji i położony na klifie taras z cudownym widokiem na Bałtyk. Moglibyśmy tam spędzić całe popołudnie, totalnie nie myśląc nawet o jedzeniu… Co zobaczyć? Chillowanie w Hotelu Panorama w Lohme nie powinno trwać jednak wiecznie. Wybraliśmy ten hotel jeszcze z innego powodu. Leży on bowiem na skraju największej atrakcji turystycznej na wyspie, jakim jest Jasmundzki Park Narodowy. Na jego terenie znajdziecie największą atrakcję Rugii, czyli słynne kredowe wybrzeże klifowe. Park, to oczywiście atrakcja dla osób lubiących przyrodę, chcących oderwać się od cywilizacji i chyba jedno z niewielu pagórkowatych miejsc, po których wolimy maszerować niż pojeździć na rowerze (choć i taką możliwość oczywiście macie). Odległości są umiarkowane, a piesze szlaki bardzo urozmaicone. Idąc z Lohme praktycznie cały czas towarzyszy Wam widok na morze, a trasa nieustannie wznosi się ku górze. W końcu klify osiągają maksymalną wysokość, a ich punktem kulminacyjnym jest skała o nazwie Królewski Tron. Wędrując wzdłuż klifów Rugia urzeka dodatkowo kolorem morza. Szczególnie gdy świeci słońce, przybiera ono wówczas niesamowity turkusowy kolor! Do innych wartych wizyty miejsc dopisujemy jeszcze północny Przylądek Arkona (zlokalizowany obok Putgarten) oraz miejscowości Prora, gdzie przy długiej, piaszczystej plaży znajduje się nieukończony, gigantyczny nazistowski ośrodek wypoczynkowy. Kompleks robi wyjątkowe wrażenie, bo jego długość szacuje się na prawie 5 kilometrów. Stopniowo jest on jednak przekształcany w nowoczesne hotele, więc jedynie jego fragmenty oraz muzealne placówki przypominają jeszcze o jego przeszłości. Obie wyspy to raj dla rowerzystów! Wspaniale przygotowane trasy rowerowe stwarzają warunki do zwiedzania ich niemal całkowicie na dwóch kółkach. Na Uznam pojeździcie pięknymi trasami ciągnącymi się wzdłuż wybrzeża mijając po drodze urocze miasteczka, Rugia to z kolei bardziej górzysty teren idealny dla fanów jazdy w terenie. Niezależnie jednak czy rowerowo, czy nieco mniej aktywnie będziecie zadowoleni. Na tych wyspach odpoczniecie jak nigdzie indziej! Spodobał Ci się tekst? Podziel się lub zostaw komentarz! To wiele dla nas znaczy!

Propozycje tras po wyspie Uznam (należy kilknąć w zakładkę „Radwandern”). Polecana przeze mnie trasa dla wczasowiczów z Świnoujścia. Trasy rowerowe w Świnoujściu. Nadbrzeżna droga rowerowy ciągnie się przez całą wyspę, aż do Pennemunde, jednak trasa liczy sobie aż 45 kilometrów (w jedną stronę).

To była moja druga podróż rowerowa. Tym razem postanowiłem wybrać się na wyspę Wolin oraz sąsiednią do niej wyspę Uznam. Nad celem wyprawy długo się nie zastanawiałem, ponieważ od dłuższego czasu wyspa Wolin chodziła mi po głowie. Ustaliłem więc trasę w oparciu o miejsca które chcę zobaczyć, doprecyzowałem szczegóły, wziąłem wolne i ruszyłem w drogę. A oto relacja z tej przygody. Mam nadzieję, że się Wam spodoba 😉 Tu zjadłem obiad przed wjazdem na wyspie Wolin, gdzieś na plaży koło Dziwnówka. Ścieżka rowerowa wzdłuż zachodniej części wyspy Wolin Po dojechaniu na wyspę Wolin (od strony Międzywodzia) od razu skierowałem się na ścieżkę rowerową, która prowadzi przez zachodnią część wyspy, aż do wsi Unin. To był strzał w dziesiątkę. Zieleń, błękit i złoto – takie barwy przybrała natura o tej porze roku, co w połączeniu z klimatycznymi chmurami i samą przyrodą wyspy Wolin skutkowało przepięknymi krajobrazami. W takich miejscach tempo jazdy spada, a rośnie zadowolenie z samej jazdy i możliwości podziwiania tak ładnych widoków. Nocleg i przeprawa przez Woliński Park Narodowy na wschodnią część wyspy Ścieżka rowerowa się skończyła, więc jechałem dalej już zwykła drogą, prawie aż pod sam Wolin. Powoli zbliżał się wieczór, więc postanowiłem skręcić w kierunku wsi położonych w centrum wyspy, aby poszukać dogodnego miejsca na nocleg. Minąłem wieś Mokrzyca Mała, a następnie wieś Mokrzyca Wielka, zjechałem z drogi asfaltowej i wjechałem na ściekę gruntową, która prowadziła przez łąki oraz pola zasiane zbożami. Wkrótce znalazłem idealne miejsce na rozbicie namiotu. A mianowicie znalazłem trochę wolnej przestrzeni między lasem, a mocno zarośniętą łąką, która w naturalny sposób zasłaniała to miejsce. Jako, że miałem jeszcze nieco wolnego czasu do wieczora (nocleg znalazłem szybciej niż myślałem) to postanowiłem pojeździć po bliskiej okolicy i porobić trochę zdjęć. Tu również przyroda i krajobrazy były fenomenalne. Spałem między lasem, a łąką po prawej stronie. Było cicho i spokojnie. Następnego dnia, zgodnie z moim planem, postanowiłem udać się na zachodnią część wyspy. Zdecydowałem się pojechać ścieżkę gruntową, której początek znajduje się w miejscowości Dargobądz. Jak się później okazało, był to szlak świętego Jakuba. Połowa trasy prowadziła mnie przez teren otwarty między lasami (jak na zdjęciu niżej). Potem skręciłem w gęsty las Wolińskiego Parku Narodowego, tak aby dojechać prosto do miejscowości Lubin, w której znajduje się punkt widokowy Grodzisko w Lubinie. Trasa, która prowadziła przez las była piękna, choć przez wielkie i potężne drzewa poczułem się troszkę mały, jakbym się skurczył 🙂 Przeprawa przez las. Szlak świętego Jakuba. Niezwykły punkt widokowy Grodzisko w Lubinie Magiczne miejsce. Największe pozytywne zaskoczenie podczas mojego krótkiego wypadu na wyspę Wolin. Spodziewałem się zwykłego punktu widokowego dla turystów, czyli miejsca w którym można usiąść, odpocząć, zrobić zdjęcie i ruszyć dalej. A co tymczasem zastałem? Bardzo zadbane miejsce, w którym widoki naprawdę są „wow”. Miejsce w którym chce się być jak najdłużej. Miejsce, które wygląda jakby było zupełnie oderwane od naszych polskich krajobrazów. Czułem się jakbym nagle przeniósł się do jakiegoś egzotycznego miejsca. Sami spójrzcie na zdjęcie poniżej i oceńcie 🙂 Z ważnych informacji dodam, że wejście na punkt widokowy kosztuje 4 zł, znajduje się tam bar, lodziarnia i leżaki, na których można trochę odpocząć przed dalszą podróżną. Jak dla mnie „must see” jeśli jesteście w okolicy 😉 Piaskowa góra i jezioro Turkusowe Za następny punkt na mojej mapie obrałem piaskową górę oddaloną zaledwie o km od punktu widokowego Delta Świny. Jest to naturalny punkt widokowy na wschodnią część wyspy Wolin i Jezioro Turkusowe. Tam znów poczułem się, jakbym był w jakimś egzotycznym miejscu, a to wszystko za sprawą pięknego zielonkawo-niebieskiego koloru wody w Jeziorze Turkusowym. Fenomenalny krajobraz. Po dłuższym odpoczynku ruszyłem w dół góry, pod samo jezioro, a następnie ruszyłem dalej. Trasa rowerowa Velo 10 między Międzyzdrojami, a Świnoujściem Z Wapnicy, w której leży jezioro Turkusowe, udałem się do Międzyzdrojów. Niestety czas mnie ponaglał, więc szybko zwiedziłem centrum, porobiłem trochę zdjęć i skierowałem się na ścieżkę rowerową velo 10, która prowadzi do Świnoujścia. Muszę przyznać, że przejechanie tej ścieżki zajęło mi więcej czasu niż się spodziewałem, a to dlatego, że miejscami była aż tak piaszczysta, że zmuszony byłem prowadzić rower. W przyszłości przydałoby się to poprawić. Zwłaszcza, że ścieżka ta jest dość mocno oblegana przez rowerzystów, ponieważ mieści się między dwoma dużymi nadmorskimi miastami. Mimo wszystko nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Trasa, mimo że sprawiała trochę problemów, okazała się bardzo piękna i nie żałuję trudu włożonego w jej pokonanie. Co ciekawe jest to też część szlaku świętego Jakuba. Przejazd przez Świnoujście Po dotarciu do Świnoujścia pojechałem na plaże po zachodniej stronie portu. Mimo, że był środek sezonu to na plaży było pusto, co potwierdzą poniższe zdjęcia. Podejrzewam, że miało to związek z remontem drogi dojazdowej lub tego, że w tym miejscu był zakaz kąpieli. Oczywiście są to tylko moje domysły, może powód był zupełnie inny. W każdym bądź razie urządziłem sobie tutaj około 30 minutowy postój na regenerację i posiłek. Następnie ruszyłem na prom, aby przeprawić się na zachodnią część miasta. Z promu mogą skorzystać bezpłatnie wszyscy, jedynym wyjątkiem są turyści z samochodami, ponieważ Ci muszą skorzystać z drugiego promu położonego za miastem (również bezpłatnie). Po przeprawieniu się na drugą część miasta pojechałem na deptak, mijając po drodze port jachtowy, fort anioła, park i wiele innych atrakcji. Osobiście uważam Świnoujście za jedno z ładniejszych i ciekawszych miast w Polsce. Jest ono bardzo zadbane, a stylem przypomina trochę nadmorskie niemieckie miejscowości, co widać zwłaszcza w zachodniej części miasta. I nie ma w tym nic dziwnego, ponieważ Świnoujście leży zaraz przy niemieckiej granicy. Po przejechaniu północnej części miasta skierowałem się na granicę polsko-niemiecką. Transgraniczna promenada Polsko – Niemiecka Tu znów zostałem miło zaskoczony. Transgraniczna promenada okazała się bardzo dobrze zagospodarowanym i symbolicznym miejscem. Są tu stojaki, przy których można zostawić rower i pójść na plażę oraz ławki, na których można odpocząć. Zostawiłem rower i udałem się na koniec drewnianej ścieżki, gdzie czekał na mnie niesamowity widok na morze. Po mojej lewej stronie rozciągała się przecudowna panorama na wyspę Uznam, a z prawej można było zobaczyć w oddali zabudowania Świnoujścia. W dodatku przepiękne chmury na niebie zadbały o niesamowity klimat tego miejsca. Nadszedł już czas, aby przekroczyć granice i zacząć drugą część mojej wyprawy, czyli podróż po wyspie Uznam. Podsumowanie Nie sądziłem, że wyspa Wolin aż tak mnie zachwyci i zaskoczy. A to głównie za sprawą przepięknej przyrody, ciekawego ukształtowania terenu, atrakcyjnych i nietypowych miejsc (punkt widokowy Grodzisko w Lubinie i jezioro Turkusowe). A pamiętać trzeba, że nie odwiedziłem wszystkich interesujących miejsc jak np: fortów (jest tu ich kilka), Kawczej Góry, wszystkich szlaków Wolińskiego Parku Narodowego, Międzyzdrojów (bardziej dokładnie), podziemnego miasta, terenów wokół Kasiborów i wielu innych. Z tej też przyczyny wrócę tu kiedyś, aby dokładniej zwiedzić każdy zakątek wyspy Wolin, bo czuję, że wiele jest jeszcze przede mną do odkrycia. Znacie jeszcze jakieś ciekawe lub nietypowe miejsca, które warto tu zobaczyć? Jeśli tak to dajcie znać w komentarzu!
Uznam i Wolin. Uznam i Wolin ( 313.21) – mezoregion fizycznogeograficzny Pobrzeża Szczecińskiego, obejmujący Uznam, większą część Wolina, a także wiele mniejszych wysepek we wstecznej delcie Świny. Region ten oddziela Zalew Szczeciński od Zatoki Pomorskiej, a jego powierzchnia wynosi około 424 km². Jądro wysp stanowią wzgórza
Północno-zachodnie krańce województwa zachodnio-pomorskiego, czyli innymi słowy okolice Zalewu Szczecińskiego to miejsce szczególne na mapie Polski. Niespotykane walory przyrodnicze Wolińskiego Parku Narodowego, wszechobecność wody, z jednej strony wspomnianego Zalewu Szczecińskiego, a drugiej Morza Bałtyckiego, niezliczona ilość jezior oraz wysp, a także rozsiane po całym regionie zabytki i muzea przypominające nam o czasach II wojny światowej, sprawiają, że o niemal każdej porze roku można spotkać tu turystów. Jedni wylegują się na plażach, a inni wybierają bardziej aktywne formy spędzania wolnego czasu. Jest jeszcze jedna rzecz, która jest niezmiernie kusząca i zachęca do odwiedzin, a mianowicie niemiecka wersja wyspy Uznam, czyli Usedom, o której słów kilka w niniejszym wpisie. Z uwagi na fakt, iż w rejonie wyspy Uznam mam okazję być kilka razy do roku, wielokrotnie przeprawiam się również na Usedom. Zniesione granice, brak kontroli, zdecydowanie ułatwiają całą procedurę. Wystarczy wsiąść na dwa kółka i pedałować w stronę granicy niemiecko-polskiej, by w przeciągu kilkunastu minut znaleźć się u naszych zachodnich sąsiadów. Niniejszy wpis będzie zbiorem doświadczeń i spostrzeżeń z kilku wyjazdów na wyspę Usedom. Jeśli ktoś spodziewa się, że będzie miał do czynienia z płaskim terenem, niestety jest w dużym błędzie. Z czasów epoki lodowcowej pozostały tu masy ziemi spiętrzone nawet do wysokości 70 metrów. Tereny o największej wartości przyrodniczej zostały objęte ochroną. Stworzono tu Park Krajobrazowy Wyspy Uznam (Naturpark Insel Usedom). W skład parku wchodzi 7 większych jezior, z czego największe zajmuje powierzchnie 550 hektarów. Wyspę porastają w dużej mierze lasy bukowe, ale wokół jezior znajdziemy też i lasy olchowe. Na terenie parku wydzielono 14 obszarów chronionych. Wjeżdżając na niemiecką część Uznam od strony Świnoujścia, mijamy puste budki straży granicznej, relikt czasów sprzed otwarcia granic. Co prawda stoją tu jakieś samochody, więc można mniemać, że ktoś w środku być może siedzi, ale szansa na jakąkolwiek kontrolę jest raczej znikoma. Szczególnie gdy przemieszczamy się rowerami. Główną droga przejeżdżamy może kilkaset metrów, by natychmiast skręcić w lewo w ciągnącą się wzdłuż wzgórza drogę szutrową. Nie da się jej pomylić z niczym innym, gdyż jest jedyną drogą prowadzącą wzdłuż wspomnianego wzgórza, na którym położona jest pierwsza atrakcja turystyczna, jeśli tak można nazywać znajdujący się tu największy cmentarz wojenny kraju związkowego Meklemburgii i Pomorza Przedniego. Wzgórze Golm i Cmentarz Wojenny Golm o wysokości 71 metrów nad poziomem morza, jest najwyższym wzniesieniem wyspy Uznam. Ów cmentarz dla żołnierzy niemieckich poległych na Morzu Bałtyckim bądź, tych którzy odeszli w świnoujskich szpitalach wojskowych, wzniesiono we wrześniu 1944 roku. Pochowano tu również tysiące ofiar cywilnych amerykańskiego nalotu powietrznego na Świnoujście 12 marca 1945 roku. Większość stanowili mieszkańcy miasta i uchodźcy z terenów Pomorza i Prus Wschodnich. Wielu ofiar nie dało się zidentyfikować. Z tego powodu postanowiono o złożeniu ich szczątków w anonimowych mogiłach zbiorowych. Cmentarz na wzgórzu Golm Zgodnie z wytycznymi urzędników nieistniejącego już DDR, w 1965 roku usunięto wszelkie oznakowania pojedynczych grobów. W 1995 roku cmentarz ponownie przekształcono, a przed jego wejściem wzniesiono krzyż, który stojąc niedaleko granicy z Polską, wzywa do pojednania. Pozostajemy chwilę w zadumie i schodzimy na dół. W oczy rzuca nam się jeszcze biała tabliczka informacyjna umieszczona na drewnianym słupie, osłonięta drewnianym, spadzistym daszkiem. Otóż tablice nagrobkowe z brązy nie są tak naprawdę prawdziwe. Zastąpiono je tablicami z brązopodobnych materiałów. Było to spowodowane licznymi kradzieżami brązu. Cóż, trudno to w jakikolwiek sposób skomentować. Kamminke Z wzgórza Golm mamy już niecałe 2 kilometry do położonej nad Zalewem Szczecińskim wypoczynkowej miejscowości Kamminke. Naszą uwagę przykuwają szczególnie urokliwe kolorowe domy, których dachy pokryto strzechą. Ponadto nad samym zalewem znajduje się mały port rybacki jachtowy. Jest jeszcze dość wcześnie, ale w kawiarence widać już pierwszych ludzi zasiadających przy stolikach i oddających się błogiemu relaksowi. Gdyby ktoś chciał uciec od tłumów oblegających nadbałtyckie kurorty, Kamminke wydaje się doskonałą alternatywą. Nie brak tu miejsc noclegowych, a przede wszystkim tak trudnego w dzisiejszych czasach do odnalezienia spokoju. Kamminke Domy w Kamminke Wsiadamy na rowery i ruszamy w dalszą drogę. No właśnie, będąc w Niemczech na rowerze można użyć stwierdzenia ruszać w dalszą drogę. Otóż tu każda z tych małych miejscowości jest połączona ze sobą siecią doskonałych ścieżek rowerowych, często pociągniętych w polach, czy lasach, gdzie możemy się rozkoszować absolutną ciszą. Komfort rowerowej jazdy jest nieporównywalny z niczym innym. Ponadto wzdłuż ścieżek znajdują się znaki informujące nas o odległościach do kolejnych miejscowości, jak i kierunkach w jakich powinniśmy się udać. Kompletny system dróg dla miłośników dwóch kółek! Mijamy kolejne miejscowości na naszej trasie, Garz i Zirchow. W Zirchow możemy odbić w prawo na krótszą trasę, albo w lewo na dłuższą. Skupmy się na razie na części przyrodniczej i jeziorach położonych na krótszym odcinku. Ścieżki rowerowe w niemieckich lasach Korswandt Dojeżdżamy do kolejnej miejscowości, liczącej sobie nieco ponad 500 mieszkańców. Tu z pewnością w pełnym sezonie ruch turystyczny jest dość duży, gdyż właśnie w Korswandt położone jest jezioro Wolgastsee, a nieco kawałek dalej, po drugiej stronie drogi rozległe, ciągnące się w zasadzie aż do miejscowości Bansin jezioro Gothensee. Warto zwrócić uwagę, że turysta niemiecki, będąc przy terenach morskich, nie zawsze skupia się stricte na przebywaniu na plaży, ale chętnie zwiedzi również okoliczne miejsca, a nawet w ogóle nie pojedzie nad morze, tylko cały swój wyjazd spędzi nad brzegiem jeziora, w leśnym zaciszu. Wspomniane miejscowości nie mogą z pewnością narzekać na brak turystów w sezonie letnim, a baza turystyczno-gastronomiczna stoi na całkiem przyzwoitym poziomie. Jeziora po niemieckiej stronie wyspy Usedom Rowerem możemy przejechać wzdłuż brzegu jeziora Gothensee poza fragmentem, gdzie jezioro tworzy swego rodzaju łuk. W tym miejscu teren jest zbyt podmokły, żeby można było przejechać tamtędy naszym dwukołowcem. Tym samym leśną ścieżką mkniemy do miejscowości Gothen, by potem znowu zbliżyć się do brzegu jeziora. Stamtąd już żabi skok do kurortu nadmorskiego Bansin. Cofnijmy się jednak do miejscowości Kutzow położonej tuż przy lotnisku Heringsdorf. Tutaj możemy obrać inną drogę i udać się w lewo w kierunku miejscowości Bossin. Jeśli ktoś miałby ochotę może odwiedzić Muzeum DDR w miejscowości Dargen. My udajemy się kawałek dalej, do Stolpe auf Usedom. Muzeum w Dragen Stolpe auf Usedom Główną atrakcją miejscowości jest znajdujący się tutaj zamek wzniesiony pod koniec XVI wieku. Najprawdopodobniej uległ częściowemu zniszczeniu w trakcie wojny trzydziestoletniej. Odbudowa i zmiana stylu z renesansowego na barokowy miała miejsce w latach 1690 do 1700. Z tego też okresu pochodzi zachowana w całości więźba dachowa. Po 140 latach przerwy zamek ponownie wpadł w ręce rodziny von Schwerin. Do roku 1905 dokonano kolejnych prac mających na celu przebudowę zamku. Tuż po zdobyciu wyspy przez Armię Czerwoną w 1945 roku, doszło do rabunków. W 1974 zniszczono trzy górujące nad zamkiem wieże, aby odebrać budowli charakter zamkowy. Jeszcze w 1990 roku budynek stał pusty i groziło mu zawalenie. W 1996 roku stał się własnością gminy Stolpe. W tym samym roku rozpoczęto prace restauracyjne. Zamek Stole auf Usedom Dziś zamek sprawia wrażenie, jakby był wybudowany w XXI wieku. To doskonały przykład tego, że o zabytki można i trzeba dbać. W wiosce znajduje się jeszcze XIX wieczny neogotycki kościół. Co ciekawe w Stolpe auf Usedom mieszka niecałe 400 osób, ale nawet i tu postawiono stację wypożyczalni rowerów. Świadczy to tylko o tym, że Niemcy na rowerach po prostu jeżdżą. Kontynuujemy naszą wycieczkę w kierunku miejscowości Mellenthin. Mellenthin Miejscowość słynie głównie ze znajdującego się tutaj zamku na wodzie. Wasserschloss Mellenthin, bo tak brzmi pełna nazwa położonego na sztucznej wyspie o długości 100 i szerokości 80 metrów otoczonej fosą o szerokości 20 metrów. Zamek wzniesiono w latach 1575 do 1580 z inicjatywy Rüdigera von Nienkerkena. Wraz z wmarciem rodu w 1641 roku i zakończeniem wojny trzydziestoletniej zamkiem obdarowany został Johan Axelsson Oxenstierna. Kilka lat później posiadłość wpadła w ręce generała Burcharda Müllera von der Lühne. Potomkowie Müllera pozostawali w posiadaniu zamku do 1747 roku. Następnie został zlicytowany i stał się własnością Bleicherta Petera von Meyenn. W 1818 roku zamek trafił w ręce świnoujskiego radnego Wittchow, którego rodzina pozostawała we władaniu zamku do roku 1910. W 1931 roku zamek i posiadłość 120 hektarów ziemi nabył makler Wenner. Po II Wojnie Światowej doszło do wywłaszczenia, a kompleks budynków wykorzystywała gmina. W 2001 roku zamek sprywatyzowano i rozbudowano o hotel i restaurację. Wasserschloss w Mellenthin Fasada zamku nie jest szczególnie piękna. Łatwo dostrzec brakujące elementy tynku. Przyjechaliśmy tu dość wcześnie rano i zamek pozostaje nadal zamknięty dla zwiedzających. Gdyby ktoś miał ochotę, może usiąść w ciągu kawiarenek ciągnących się wzdłuż drogi prowadzącej do głównego wejścia zamku i skosztować lokalnych przysmaków. Cały region wokół Mellenthin słynie z produkcji miodów. Przechadzając się po wiosce nie trudno dostrzec domostwa sprzedające słoiczki z miodem. Zazwyczaj są one ulokowane na samoobsługowych stanowiskach, gdzie możemy kupić słoik miodu po wrzuceniu odpowiedniej sumy pieniędzy do stojącej obok puszki. To również świadczy o dużej dozie zaufania jaką darzą się Niemcy. Podobne rozwiązania widziałem w Norwegii. Tam niestety na wielu takich stoiskach zamontowano już kamery, co może świadczyć tylko i wyłącznie o rozprzestrzeniającym się złodziejstwie, najpewniej nie samych Norwegów. Swoją uwagę warto zwrócić również na stojący nieopodal zamku kościół i okalający go cmentarz. Oferta lokalnych miodów Ruszamy w dalszą drogą, robiąc krótki przystanek w miejscowości Neppermin, by rzucić okiem na zatokę Achterwasser, będącą odnogą cieśniny Piana, wcinającą się w wyspę Uznam. Siadamy na chwilę na drewnianym pomoście i w ciszy przyglądamy się ciągnącej się w nieskończoność niebieskiej tafli wody. Na pomost przychodzi starsze małżeństwo. Rozkładają krzesełka, wędki i zaczynają łowić ryby. Czas jakby się zatrzymał. Wszystko przepełnione jest spokojem i ciszą. My mamy przed sobą jeszcze kilka miejsc. Wsiadamy zatem na rowery i mkniemy w kierunku Benz. Kościół w Mellenthin Benz Niepozorna miejscowość, jak się koniec końców okaże, przypadła nam najbardziej do gustu. Wszystko za sprawą położonego na wzgórzu drewnianego, zabytkowego wiatraka holenderskiego, w którym znajduje się dziś muzeum. Wiatrak wykorzystywano czynnie do drugiej połowy XX wieku. Od 1973 do 1984 roku pełnił funkcję azylu dla Otto Niemeyera-Holsteinsa, a od 1992 roku jest w posiadaniu związku Kulturmühle Benz. Tuż obok wiatraku znajduje się mała kawiarenka, gdzie poza kawą, można zamówić piwa, wina, a także ciasto, które właścicielka własnoręcznie wypieka w znajdującym się na tyłach budynku piecu. Zasiadamy w ciszy przy drewnianych ławkach i podziwiamy piękno okolicznego krajobrazu. Z jednej strony ciągnące się pola skąpane w promieniach słońca, z drugiej szemrzące gdzieś w oddali wody Achterwasser. Chwilę później nie jest już tak spokojnie, gdyż przyjeżdża tu wielu innych rowerzystów chcących zwiedzić stojący na wzgórzu wiatrak. Po dłuższej przerwie opuszczamy to piękne miejsce i udajemy się w dalszą drogę, zatrzymując się jeszcze przy Kościele świętego Piotra pochodzącym z XV wieku. Wiatrak w Benz Kościół w Benz Pudagla Kolejny przystanek robimy w okolicach miejscowości Pudagla położonej nad rozciągającym się tu jeziorem Schmollensee. Miejsce, zresztą jak Benz, słynie ze stojącego na wzgórzu wiatraka, ale także zamku. Przyjrzyjmy się jednak najpierw nieco bliżej historii wspomnianego Koźlaka. Pierwsze wzmianki o jego istnieniu pochodzą już ze szwedzkich rejestrów topograficznych z roku 1693. Prawami spadkowymi i własnościowymi zarządzał wtedy Joachim Schroeder. W 1779 roku mistrz młynarstwa Jacob Schmidt odkupił od swojego ojczyma wiatrak ze wszystkimi zabudowaniami gospodarczymi za równowartość 1000 talarów. Do roku 1810 wszystkim rolnikom z obszaru Pudagli nakazywano mleć ziarno w tym młynie. Z kronik można wywnioskować, że mielono tu także żyto oraz kaszę, a ostatnie mielenie odbyło się w roku 1937. Do 1986 roku wiatrak pozostawał w rękach rodziny, gdyż dopiero wtedy pan Schmidt postanowił o wydzierżawieniu go. Niestety koszty remontu i odnowy wiatraka z roku na rok wzrastały. Tym samym ostatni właściciel zdecydował się na przekazania Koźlaka gminie Pudagla. W 1997 roku zlecono odrestaurowanie obiektu. Koszty odrestaurowania wyniosły 450 tysięcy marek niemieckich. Uroczyste obchody otwarcia miały miejsce 25-go października 1997 roku w obecności Ministra do Spraw Socjalnych, Starosty oraz licznych zaproszonych gości. Koźlak w Pudagli jest jedyny w swoim rodzaju, gdyż tylko on na terenie całek Meklemburgii i Pomorza Przedniego stoi na swoim oryginalnym miejscu. Wiatrak obraca się za pomocą dyszla przymocowanego do siodła. Fundament składa się tylko i wyłącznie z kamienia polnego, Sztember, czyli oś wiatraka, zbudowana została z 200-letniego dębu. Progi krżyżowe są również dębowe. Skrzydła natomiast wykonano z modrzewia, hamulce koła Palecznego z topoli, a pozostałe elementy z drewna sosnowego. Konstrukcja ryglowa korpusu głównego zespolona jest za pomocą bolców drewnianych. Powierzchnia skrzydeł jest regulowana i można ją zwiększać za pomocą wsuwanych klepek oraz naciąganych żagli. Dla prawidłowego funkcjonowania wiatraka konieczne jest regularne natłuszczanie sztembra, oraz siodła. W Pudagli co roku obchodzone jest święto wiatraka. Wiatrak w miejscowości Pudagla Oglądamy wiatrak z każdej z możliwych stron i udajemy się w kierunku Zamku Książąt Pomorskich w Pudagli. Budowla została ukończona w 1574 roku na polecenie księcia wołogoskiego Ernesta Ludwika. Zamek pełnił funkcję rezydencji matki księcia, Marii Saskiej. Następnie służył administracji, a obecnie znajduje się tu lokal gastronomiczny. Do 1840 roku na zamku mogliśmy podziwiać jeszcze wieżę, jednakże w późniejszym czasie została ona zlikwidowana. Z zamkiem związana jest jeszcze jedna ciekawostka. Otóż w latach 1936 do 1945 na północnym cyplu wyspy Uznam, obok zakładów doświadczalnych w Peenemünde, znajdowało się jedno z najnowocześniejszych na świecie centrów zbrojeniowych. Prawie 12 tysięcy ludzi pracowało na powierzchni 25 km2 nad rozwojem broni dalekiego zasięgu i precyzyjnego rażenia. To tu Helmut Hoelzer zaprojektował elektroniczny komputer analogowy do symulacji toru lotu, a na podstawie tego projektu w roku 1941 pierwszy autonomiczny komputer pokładowy do sterowania obiektem latającym. Po zbombardowaniu Peenemünde przez Royal Airforce w sierpniu 1943 roku, oddział Hoelzera został przeniesiony pod kryptonimem “Karlshagen III” do zamku Pudagla. W piwnicy zamkowej do roku 1945 znajdował się komputer analogowy. Sam Hoelzer mieszkał w leśniczówce w miejscowości Neu Pudagla. Rok później komputer przewieziono do Stanów Zjednoczonych. Również i Hoelzer po zakończeniu wojny emigrował za ocean i wspierał badania nad rakietami Wernera von Braunsa w Fort Bliss i Whote Sands. Zamek w Pudagla Nam nie pozostało już nic innego jak kierować się w stronę Bałtyku do położonego nieopodal Bansin. Kąpieliska cesarskie Bansin, Heringsdorf, Ahlbeck Bansin, Heringsdorf i Ahlbeck to zdecydowanie największa perła w koronie całej wyspy Uznam, jak i jedna z największych atrakcji Meklemburgii Pomorza Przedniego. Na ciągnącej się wzdłuż brzegu morza 8-kilometrowej promenadzie można poczuć się jak w raju. Klasycystyczne pałacyki, wille z rokokowymi dekoracjami, secesyjnymi witrażami to żywa historia przeniesiona z drugiej połowy XIX wieku. Nic dziwnego skoro w tamtych czasach, to jest od drugiej połowy XIX do drugiej połowy XX wieku, każdy kto miał pieniądze, budował sobie letnią rezydencję na wyspie Usedom. Dziś kompleks trzech kurortów liczy sobie 10 tysięcy mieszkańców, ale jest w stanie pomieścić aż 14 tysięcy turystów, gdyż dysponuje tak rozległą bazą noclegową. Przydomek Keiserbäder jest związany nie tylko z faktem przebywania tu cesarza Wilhelma II z całą swoją rodziną, lecz także z tym, że ów ośrodki powstawały w czasach cesarskich, a cesarska atmosfera nadal przenika ich każdy zakamarek. Kąpieliska cesarskie odwiedzali nie tylko bogaci mieszkańcy Berlina. Bywał tu także znamienity pisarz Teodor Fontane, który w 1863 roku napisał do swojej żony następujące słowa: „Jest tu spokój i świeże powietrze, a obydwie te rzeczy napełniają nerwy, krew i płuca cichą rozkoszą”. Kolejny ze sławnych pisarzy, Rosjanin Maksym Gorki, spędził tu ze swoją rodzina aż 5 miesięcy. Kamienice wzdłuż niemieckiego wybrzeża Wróćmy jednak na moment do Bansin i jego historii. To najmłodsze z wszystkich położonych tu kąpielisk zostało założone w 1897 roku. Co ciekawe okazałe wille budowano tak zwaną metodą na suwak, w ten sposób, aby umożliwić widok na morze mieszkańcom budynków położonych w drugim rzędzie. Bansin jako pierwsze niemieckie kąpielisko uzyskało w 1923 roku zezwolenie na swobodne kąpiele. Bansin odwiedzały niemieckie gwiazdy wytwórni filmowej UFA. Bywali tu chociażby Heinz Rühmann, czy Wilhelm Fritsch. Najsłynniejszym synem miasta jest niewątpliwie pisarz Hans Werner Richter. Dziś na ścianach jego rodzinnego domu widnieją napisy „Villa” i „Paula”, a pod nimi powiedzenie: “Czy wschód czy zachód – w domu najlepiej”. Jadąc dalej zatrzymujemy się przy molo w Heringsdorfie. Tu bywali między innymi Lyonel Feininger, Johan Strauß, Lew Tołstoj, Thomas Mann, czy wspomniani już Maksym Gorki i Theodor Fontane. Heringsdorf został nazwany przez Heinricha Manna wanną Berlińczyków, a on sam w latach 30 chętnie tu gościł. W willi Irmgard otwartej dla zwiedzających można zobaczyć salon i gabinet Maksyma Gorkiego. Koncerty, kabarety i różnego rodzaju spektakle odbywają się w namiocie teatralnym Chapeau Rouge. Tuż obok znajduje się muszla koncertowa. Występują tu artyści kabaretowi z całego świata. Centrum kultury jest także sala Kaiserbädersaal, w której rok rocznie odbywają się Uznamskie Dni Literatury, noce Poetyckie, bale, jak również Uznamski Festiwal Muzyki. Warto zwrócić uwagę na znajdujący się bezpośrednio przy promenadzie szklany okrąglak będący pawilonem sztuki. Molo wychodzi tu w morze na aż 508 metrów, tym samym będąc najdłuższym molem w Europie. Pełne sklepików pozwala skosztować lokalnych przysmaków. Chyba najbardziej znanym są bułki śledziowe, bez których nie mogłaby się odbyć żadna z naszych wizyt w przepięknym Heringsdorfie. Ahlbeck jest ostatnim, najbliżej polskiej granicy położonym cesarskim kąpieliskiem. Molo wybudowane w 1898 roku jest najstarszą tego typu zachowaną budowlą w całym kraju. Można ją było widzieć w wielu filmach, a nawet w legendarnej niemieckiej produkcji Pappa ante Portas z udziałem Loriot. Przy wejściu na molo można dostrzec secesyjny zegar, podarowany niegdyś przez zachwyconego tutejszymi terenami kuracjusza. Jednym z kluczowych obiektów z czasów cesarskich jest hotel Das Ahlbeck, który gościł wiele znamienitych osobowości, jak chociażby cesarza Austrii Franciszka Józefa I, Luise Ebert, niemieckiego polityka Gustava Bauera, aktora Theo Lingena, czy królową Szwecji Sylwię Sommerlath. Co ciekawe zarówno Ahlbeck, jak i Bansin nie są osobnymi miastami, a dzielnicami gminy Heringsdorf. Takowa decyzja weszła w życie 1 stycznia 2005 roku. Wcześniej każde w miejscowości było samodzielną gminą. Nasza przygoda po niemieckiej stronie wyspy dobiega końca. Spędzamy jeszcze trochę czasu w jednej z położonych na deptaku restauracji, rozkoszując się czystym powietrzem i wszechogarniającą nas ciszą. Podziwiamy piękno cesarskiej architektury, zajadając się rybnymi potrawami. Cesarska perełka udowadnia nam, jak duża przepaść jest jeszcze między Polską, a Niemcami w wielu dziedzinach życia. Wystarczy przejechać na drugą stronę granicy, by dostrzec sypiące się tynki zaniedbanych, często nawet grążących zawaleniu budynków, fatalnej jakości jedzenie serwowane w nadmorskich budach pamiętających czasy PRLu. Nasuwa się tylko jedno pytanie, dlaczego? Brak świadomości? Niechęć poprawienia czegokolwiek? A może po prostu próba zarobku jak największej ilości pieniędzy jak najmniejszym kosztem? Cóż, nasz piękna, ale też i często załamująca, wywołująca zrezygnowanie polskość jest po prostu w wielu aspektach niezrozumiała. Ścieżka rowerowa na pograniczu polsko-niemieckim
Trasy rowerowe wokół Kaszubskiego Parku Krajobrazowego. Turystyka rowerowa. Trasa Wichrowe Wzgórze Chmielno–Stajnia Fiord 🐎 (początek: Chmielno) Trudna. 03:36. 52.3 km. Trasa Rynek Kartuzy–Zabytkowa lokomotywa 🚂 (początek: Krzeszna) Trudna. 04:12.

Wyspa niemiecko-polska, a raczej niemiecka z malutkim przyczółkiem polskim w postaci Świnoujścia. Rowerowe eldorado i historyczne bogactwo. Atrakcje wyspy Uznam z przymrużeniem oka. Mroczna historia Pierwszym moim celem było muzeum historyczne Peenemünde. Asfaltową alejką doszedłem do sklepiku muzealnego połączonego z barkiem. I tu po raz pierwszy przekonałem się o niezwykłych zdolnościach lingwistycznych mieszkańców Uznamu. Najpierw zagadnąłem dwie babcie o gabarytach dorównujących niemieckim czołgom, które oglądały magnesy z rakietami, zastanawiając się, która śmiercionośna broń lepiej będzie wyglądać na lodówce. -Excuse me, where is the museum? (Przepraszam, gdzie jest muzeum?) Oddaliłem się czym prędzej, spostrzegając jak ich oczy powiększają się, a twarz wykrzywia grymas zdziwienia. Zagadnąłem w bistro przy sklepiku, zadając tą samą formułkę. Dwie Panie przy kasie zmrużyły oczy wysilając swoje szare komórki. -Moment – odpowiedziała po chwili brunetka o sarnich oczach, zaś blondynka spojrzała z podziwem, jakby jej koleżanka była co najmniej profesorem anglistyki. Chociaż do dziś nie wiem, czy odpowiedziała mi nieudolnym angielskim, czy poprawną polszczyzną. Po chwili pojawia się facet, pracujący w barku jako kucharz i najwyraźniej tłumacz. Zaczął coś dukać, ale mówił bardzo oryginalnym angielskim, który niewiele miał wspólnego z brytyjskim, był to chyba dialekt Uznamski. Po chwili gościu się speszył i zapytał jako ostatnia deska ratunku: – No German? – English – odpowiedziałem przepraszającym tonem. Naprawdę było mi ich szkoda. Widziałem to zażenowanie. Blondi spuściła wzrok, a kucharz podjął ostatnią, rozpaczliwą próbę sklecenia zdania. W połowie bełkotu podziękowałem i ulotniłem się. W wiosce Peenemünde podczas II wojny światowej znajdował się ośrodek badawczy III Rzeszy pracujący nad nowymi typami broni, w tym słynnej rakiety V2. Od 1943 roku w Peenemünde zaczęto masową produkcje rakiet, stając się istotnym elementem w wojennych planach Hitlera. Elektrownia w Peenemünde Peenemünde to dziś ruiny, które pozostały po nalocie aliantów. Kiedy tylko Brytyjczycy zorientowali się, gdzie produkowane są mordercze rakiety, Royal Air Force zbombardowało ośrodek. Pozostała tylko elektrownia. Olbrzymia, patrząc na nią dostrzega się jaką potęgą była III Rzesza. Stałem w jej cieniu i wyobrażałem sobie ile ludzkich pochłonęły rakiety tu wyprodukowane, ile ideologia jednego faceta. Myślałem o wyborcach NSDAP. Kiedy zaczęli żałować oddanego głosu? Czy dopiero kiedy zesłano kilka tysięcy rakiet wyprodukowanych w Peenemünde na Londyn? W budynkach mieści się dziś muzeum, opowiadające o historii Peenemünde i technologii tam opracowanych. Ciekawe jest to, że rakiety V2 były wykorzystywane po upadku III Rzeszy. Śmiercionośna technologia została wykorzystana przez aliantów po wojnie, stając się prototypem nowoczesnych rakiet. Aliancka propaganda podczas wojny wmawiała szaremu ludowi, że Niemcy używający rakiet (których celem ze względu na słabą celność byli cywile, a nie obiekty wojskowe) są okrutni. A po wojnie zarówno USA jak i ZSRR wykorzystali te technologie do stworzenia dużo bardziej morderczych rakiet, bo z głowicami atomowymi. Elektrownia z zewnątrz. Wnętrze elektrowni Rakieta V1 Rakieta V2 Rowerem przez Uznam Niezwykle malownicza trasa biegnie samym wybrzeżem. Jadąc rowerkiem wpadamy z jednego kurortu w drugi. Ze Świnoujścia, będącym polskim przyczółkiem na wyspie przejeżdżamy granicę i praktycznie od razu wjeżdżamy do niemieckich Ahlbeck, Heringsdorf i Bansin będących cesarskimi kurortami. Cesarskimi, gdyż cesarz Wilhelm II Hohenzollern wygrzewał tu sto lat temu swoje nękane podagrą ciało. I słowo wygrzewał nie jest przypadkowe, bo w miejscowości znajdują się termy, gdzie możemy spędzić czas po królewsku (a raczej cesarsku). Rower to świetny czas, żeby obserwować ptaki. Zatrzymując się przy molo w Heringsdorf podziwiałem grupę kormoranów, które wygrzewały się na słońcu i rozkładały skrzydła, siedząc na drewnianych słupkach wystających z morza. Innym razem musiałem przycisnąć hamulec, gdyż wyjątkowo niepłochliwy samiec pleszki usiadł mi przed samym kołem. Pleszka jest bardzo barwnym ptakiem, który przykuwa naszą uwagę już na pierwszy rzut oka. Po przejechaniu przez cesarskie włości natrafiłem na kolejny turystyczną miejscowość – Zinnowitz. Centrum miasteczka wygląda groteskowo. Drzewa wyglądające jak palmy sprawiły, że czułem się bardziej jak w Las Palmas niż nad Bałtykiem. Na molo znajduje się główna atrakcja reklamowana w przewodnikach – gondola, która zanurza się 4 metry pod wodę, a pasażerowie mają okazję oglądać podwodne życie Bałtyku. Jednak kiedy przeczytałem na tabliczce cenę 8 euro za osobę zrezygnowałem z podwodnych wojaży. W Zinnowitz skierowałem do centrum turystycznego. Wcześniej odwiedziłem info turystyczne w innej wiosce, ale tam konwersacja była równie błyskotliwa jak z blondi w Peenemünde. Tutaj grubasek za ladą na dźwięk angielskiego nie okazał przerażenia Zniknął na zapleczu, żeby wrócić z barczystym, dużo groźniej wyglądającym kolegą. – How can I help you? – spytał atleta. W końcu rozmawialiśmy! Jednak po pierwszej, wyuczonej formułce było tylko gorzej. Gościu już przy opisie atrakcji Zinnowitz się wyłożył. Pokazując mi ulotkę z ogrodem botanicznym zapomniał słówka „flower” i zastąpił to fikuśnym „plant born”. Niemniej rozmawialiśmy i dowiedziałem się o kilku propozycjach na wycieczki rowerowe po Uznamie. Na wyspie znajduje się wiele szlaków rowerowych, nie tylko biegnących wzdłuż wybrzeża. Wyruszają również rowerowe wycieczki z przewodnikiem o różnych poziomach trudności (od 20 do ponad 50 kilometrów). Więcej informacji o przewodnikowych wycieczkach dowiecie się w centrach informacji, tam też dowiecie się o miejscach zbiórek. Każdego dnia wyrusza inna wycieczka z innego niemieckiego miasteczka. Propozycje tras po wyspie Uznam (należy kilknąć w zakładkę „Radwandern”). Polecana przeze mnie trasa dla wczasowiczów z Świnoujścia. Trasy rowerowe w Świnoujściu. Nadbrzeżna droga rowerowy ciągnie się przez całą wyspę, aż do Pennemunde, jednak trasa liczy sobie aż 45 kilometrów (w jedną stronę). Jeśli nasza kondycja nie jest olimpijska, to część trasy możemy przejechać pociągiem, który biegnie wzdłuż trasy rowerowej. Epilog Plaża w Świnoujściu. To już Polska, ale czuję się jakby to nadal były Niemcy. Bo tu na 5 niemieckich turystów przypada jeden Polak. Chcę się powylegiwać i lornetkę schowałem do plecaka. Zamierzam rozłożyć się na leżaczku, których cała fura jest wolnych, bo to przecież nie sezon. Kiedy położyłem plecak na jednym z nich, dziadek z dużo młodszą panną leżących obok podnieśli larum. Oczywiście po niemiecku. Nie wiedząc o co chodzi spytałem: -English? Odpowiedziało mi milczenie, no tak angielski jest tu równie popularny co język chiński. Dopiero po czasie dowiedziałem się, że leżaki są płatne, a ta miła para językiem cesarza Ottona próbowała mi to wytłumaczyć. Zastanawiałem się tylko czemu tu, do cholery, nikt nie posługuje się tu językiem Elżbiety, Wiktorii i innych wielkich skądinąd władców?

To właśnie gdy jeździsz rowerem na Maderze , w Portugalii odkrywa przed Tobą swoje uroki. Żeby pomóc Ci w planowaniu, sprawdziliśmy wszystkie nasze kolekcje kolarskie na Maderze i wybraliśmy 20 najlepszych tras. Kliknij je, aby sprawdzić profil wysokościowy oraz analizę nawierzchni i zobaczyć wskazówki oraz zdjęcia dodane przez innych użytkowników komoot.
Rowerem po wyspie Uznam W podsumowaniu wycieczki po wyspie Uznam z 2010 r pisaliśmy, że mamy ochotę wrócić w te strony. Długo nie czekaliśmy i udało się zrealizować plan. Za bazę wypadową wybraliśmy Łunowo. Wyspa Uznam jest silnie rozczłonkowana, z licznymi półwyspami. Od lądu stałego oddziela wyspę cieśnina Piana, od wyspy Wolin – Świna i sztucznie wykonany Kanał Piastowski, który oddzielił od Uznamu wyspę Karsibór. Komunikację po stronie polskiej, pomiędzy Wolinem a Uznamem zapewniają dwie przeprawy promowe Warszów i Centrum. W drogę Dzień zapowiadał się pogodny. Rano bez ociągania się wyruszyliśmy w stronę przeprawy Centrum. W mieście ruch był jeszcze niewielki. Przy drodze wylotowej w kierunku granicy z Niemcami wymieniliśmy trochę zł na euro: na kawę i ciacho :). Korzystając z mapy rowerowej i przewodnika (materiały dostępne w informacji turystycznej w Świnoujściu) bez trudu trafiliśmy do mostku na kanale torfowym, który jest turystycznym przejściem granicznym do Kamminke. Kamminke to mała wieś, która na pierwszy rzut oka sprawia wrażenie skansenu. Jednak to tylko złudzenie a domy są jak najbardziej zamieszkałe. Takich urokliwych wioseczek jest na wyspie więcej – domy kryte strzechą, z ogródkiem i wiejskimi kwiatkami. W Kamminke znajduje się port rybacki i przystań żeglarska a nieopodal na wzgórzu Golm cmentarz wojenny. Kierując się ścieżką rowerową przez Garz i Zirchow dojechaliśmy do Dargen, gdzie miłośnicy myśli technicznej NRD w 1997 r. utworzyli muzeum techniki i motoryzacji. Można tam zobaczyć między innymi traktory oraz pojazdy i urządzenia wykorzystywane dawniej przez Straż Pożarną. Ponadto wystawione są ogromne silniki, pompy oraz motocykle. Kolejna miejscowość Stolpe również oferuje turystom moc atrakcji: kościół oraz zamek, który przez wiele pokoleń należał do rodziny Schwerin (przed zamkiem można zapoznać się z rysem historycznym budowli i to w języku polskim!). Asfaltową ścieżką przez las dotarliśmy do miasteczka o tej samej nazwie co wyspa, czyli do Usedom – średniowieczne centrum gospodarcze i polityczne wyspy. W małym porcie nad jeziorem Uzedomskim, z którego wąskim przesmykiem Kehle można przepłynąć na Zalew Szczeciński zjedliśmy kanapki. Przed nami jeszcze długa droga – Uzedom to nasz punkt zwrotny a zarazem półmetek wycieczki. Atrakcji turystycznych nie sposób tu przeoczyć, przy szlakach znajdują się kierunkowskazy, które wskazują rowerzystom ciekawe miejsca. Osada Morgenitz posiada stary romański kościółek pochodzący z XV wieku. Drewniana dzwonnica postawiona jest na zewnątrz kościoła, na terenie otaczającego go cmentarza. Wokół kościoła rosną stare lipy i morwy. Morwy sadzono tu za czasów Fryderyka II Wielkiego, który próbował założyć na tych terenach hodowle jedwabników. Równymi ścieżkami wśród pól dojechaliśmy do Mellenthin, gdzie warto zobaczyć „Zamek na wodzie”. Został on wzniesiony na polecenie Rüdigera von Neuenkirchen, swoją nazwę wziął od fosy, która otacza obiekt. Przez fosę do zamku prowadzi kamienny most, którego przekroczenie kosztuje 2 euro. Zamek został odrestaurowany, obecnie znajduje się tam hotel. Część sal dostępna jest dla turystów. Można skorzystać z kawiarni i restauracji znajdującej się we wnętrzu. W Benz zjechaliśmy nieco ze szlaku aby zobaczyć wiatrak typu holender. W 2010 roku wiatrak został odrestaurowany i udostępniony do zwiedzania. Przed Bansin na niewielkim wzgórzu została pobudowana wieża widokowa, z której można zobaczyć siedem jezior wyspy. Kąpielisko morskie Bansin, tak samo jak Ahlbeck i Heringsdorf jest częścią gminy Kąpielisko Morskie Heringsdorf. Oficjalnie działalność kąpieliskowa została tu zapoczątkowana nieco później niż w Świnoujściu, Międzyzdrojach czy Heringsdorfie, a mianowicie w 1897 roku. Dzisiejszy charakter miejscowości tak samo jak Ahlbeck i Heringsdorf wyznaczają ekskluzywne hotele i pensjonaty, jak też piękna szeroka plaża, molo spacerowe, urokliwe otoczenie nadmorskiego lasu, malowniczo położone jeziora i przyjazne gościom lokale. My również skusiliśmy się na kawę i lody. Okazałe wille wzdłuż promenady cesarskiej pobudowane są w stylu architektury kąpieliskowej z XIX w i kryją w swych murach bogatą historię. Zadbane klomby, oraz cierniste aleje sosen i klonów, w zestawieniu z jasnymi fasadami kamienic i hoteli, tworzą pełen harmonii obraz. Natomiast szerokie plaże nadmorskiej promenady pozwalają na niekończące się spacery brzegiem morza. Bez wątpienia warto tu przyjechać po raz kolejny. Jadąc ścieżką rowerową przez Świnoujście, dalej promem Karsibór przedostaliśmy się na Wolin do Łunowa. Udało nam się jeszcze szybko zjeść obiad, wykąpać się i podjechać rowerami na wieczorną mszę w Przytórze a na zakończenia dnia podziwialiśmy zachód słońca nad brzegiem Bałtyku. Podsumowanie Przejechaliśmy 99 km. Mapa w nowym oknie lub ślad trasy dostępny pod GoogleEarth Trasy rowerowe na północnym wschodzie: zobacz listę 20 najpiękniejszych szlaków rowerowych i skorzystaj ze wskazówek oraz zdjęć dodanych przez inne osoby. To właśnie gdy jeździsz rowerem na północnym wschodzie , w Republice Czeskiej odkrywa przed Tobą swoje uroki.
Trasa rozpoczyna się i kończy przy stacji UBB. Obejmuje niemiecką część wyspy Uznam wzdłuż jeziora Wolgastsee i Gothensee, przez miejscowości Ulrichshorst, Reetzow, Benz oraz dawne uzdrowiska cesarskie Bansin, Heringsdorf i Ahlbeck. Dobrze, aby rowery na tej trasie były przystosowane do jazdy poza utwardzonymi trasami rowerowymi, ponieważ część trasy prowadzi polnymi drogami. UWAGA: Obowiązkowo należy posiadać przy sobie dowód osobisty lub paszport (dotyczy również Read more [...] Trasa jest lekką modyfikacją trasy rowerowej „Świdny las”, i pozwala zobaczyć bardziej "wiejską" część Świnoujścia. Jeśli jesteśmy w Świnoujściu pierwszy raz, to na pewno spodoba nam się możliwość zobaczenia i skorzystania z obu przepraw promowych. Trasę można dodatkowo rozszerzyć o szlak dookoła wyspy Karsibór. Dodatkowo, w końcowej części mamy możliwość zobaczenia bardziej przemysłowej części Świnoujścia, stocznie oraz terminal promowy. START [0 Read more [...] Trasa przebiega wokół Świnoujścia, rozpoczynając i kończąc się w jego północno-zachodniej części (stacja UBB). Obejmuje zachodnią dzielnicę Wydrzany z mostami granicznymi na kanale torfowym (Garz i Kamminke), śródmieście, wybrzeże Władysława IV z przystanią promową, port jachtowy, fortyfikacje i dzielnicę nadmorską z promenadą transgraniczną. UWAGA: Obowiązkowo należy posiadać przy sobie dowód osobisty lub paszport (dotyczy również dzieci) START Stacja Read more [...] Odcinek transgranicznego szlaku rowerowego wokół Bałtyku scalający Świnoujście z nadmorskimi kurortami wyspy Wolin ( Międzyzdrojami i Dziwnowem). Przebiega możliwie najbliżej morskiego brzegu, zarazem sprytnie unikając niebezpieczne, ruchliwe drogi. Jego leśne odcinki za miastem, mając na uwadze na dość trudną nawierzchnię, wymagają pewnej zaprawy fizycznej. START Miejsce na styku transgranicznej, polsko-niemieckiej promenady (granica państwa). NA SZLAKU Dzielnica Nadmorska Read more [...]
.
  • q6lzv9yws3.pages.dev/163
  • q6lzv9yws3.pages.dev/408
  • q6lzv9yws3.pages.dev/416
  • q6lzv9yws3.pages.dev/88
  • q6lzv9yws3.pages.dev/866
  • q6lzv9yws3.pages.dev/801
  • q6lzv9yws3.pages.dev/9
  • q6lzv9yws3.pages.dev/632
  • q6lzv9yws3.pages.dev/236
  • q6lzv9yws3.pages.dev/349
  • q6lzv9yws3.pages.dev/866
  • q6lzv9yws3.pages.dev/712
  • q6lzv9yws3.pages.dev/27
  • q6lzv9yws3.pages.dev/625
  • q6lzv9yws3.pages.dev/368
  • trasy rowerowe na wyspie uznam